Co z tym wychowaniem?

Wbrew uwagom wielu „doradców”, dzieci szybko uczyły się samodzielności, nie potrzebowały ciągle mamy do zabawy, ufnie poznawały świat w domu i poza nim, od 1,5 roku spały już same (bez żadnych dantejskich scen), a jeśli chciały, odwiedzały rodziców w małżeńskim łóżku. Codzienne życie przynosiło oczywiście chwile napięć, np. przy sprzątaniu zabawek, ale radziliśmy sobie z nimi, a reguły wprowadzane były niejako samoistnie.

 
Trudności zaczęły  się w szkole. Wymagania szkolne obudziły bunt w moim synu, nie był jeszcze na nie gotowy. Równie trudne okazały się zasady życia społecznego – nie wolno bić innych, a tu emocje wprowadzają ciało w ruch szybciej, niż mózg zareaguje (w przedszkolu zawsze pomagały ukochane nauczycielki).Te i inne trudności spowodowały, że bardziej świadomie musiałam się zastanowić, jak pomóc dziecku, czego chcę je nauczyć i w jaki sposób, jak wyznaczyć granice, których nie powinien przekraczać. Musiałam się wziąć za „wychowanie” mojego syna. 
 
Ale co to znaczy wychowywać? Jak to robić mądrze? Czy w ogóle powinniśmy wychowywać? Agnieszka Stein i Emilia Kulpa w artykule „Nie wychowuj? Jak działa wychowanie?” twierdzą, że nie.  Francoise Dolto (francuska lekarka pediatra i psychonalityczka, autorka świetnej książki „Zrozumieć dziecko. Rozmowy o wychowaniu”) uważa, że dzieci się nie wychowuje, ale towarzyszy się im w dorastaniu. 
 
Wygląda na to, że długa droga przed nami rodzicami! Warto ją podzielić na etapy. Na początek zachęcam do następujących kroków:
 
Zacznijmy od siebie
 
Popatrzmy, jak postępujemy w stosunku do naszych dzieci, jak reagujemy na ich zachowania i słowa.  
Przykład: 
Mama: „Wyrzuć śmieci, synku.”
Syn: „Kończę drugi poziom gry, za chwilę.”
Mama: „Ciągle tylko zaraz i zaraz. Zrób to natychmiast”.
Syn: „Ale potem będę musiał zaczynać od początku”.
Mama: „Powiedziałam natychmiast, potem znowu zapomnisz.” 
Zastanówmy się, dlaczego tak się dzieje,  jakie to budzi w nas uczucia, ale też, czy sami chcielibyśmy być podobnie traktowani. 
Zaobserwujmy , co dzieci mówią, robią, czują,  jakie  skutki  mają dla dzieci i dla nas nasze działania.
Pomyślmy, co w ten sposób dzieciom przekazujemy, czego się od nas uczą, kiedy np.:
o Narzucamy im swoją wolę i nie liczymy się z ich zdaniem? 
o Krzyczymy, używamy pejoratywnych określeń, poniżających słów? 
o Wymuszamy natychmiastowe zejście na posiłek? 
o Prosimy o posprzątanie zabawek, a potem sprzątamy sami, a dziecko w tym czasie gra na komputerze, bo nie chciało tego zrobić? 
o Jednego dnia dziecko może samo decydować, ile czasu spędza przed telewizorem, a następnego w przypływie złego humoru przełączamy na wiadomości w środku bajki? 

Może nam w tej analizie pomóc podróż w przeszłość. Przywołajmy obrazy z naszego dzieciństwa, takie które są podobne do scen, które odbywają się teraz w naszym domu. Jak postępowali nasi rodzice? Jakie wywoływało to w nas reakcje – myśli, uczucia, działania? Bezpłatna lekcja „Wychowywać? Ale jak?” na WikiAkademii może ułatwić to zadanie.

Dajmy dzieciom możliwość do powielenia odpowiednich zachowań
 
Dziecko nabywa nowych umiejętności przez naśladowanie. Tak właśnie działa mózg, to naturalny sposób uczenia się – przekazywanie wzoru przez ważnych dla dziecka dorosłych. Nie o to jednak chodzi, aby być idealnym rodzicem. Wręcz przeciwnie, nie przejmujmy się błędami, popełniajmy je. Zdarzy nam się krzyczeć na dziecko – nie jest dobrze, ale to już się stało. Teraz możemy przeprosić za to, że straciliśmy panowanie nad sobą. Dziecko dostało zakaz oglądania telewizji przez tydzień, a po trzech dniach włączamy mu bajkę, wyjaśnijmy dlaczego tak się dzieje. Przyczyna może być taka, że maluch się starał, więc chcemy to docenić. Ale może też być taka, że sami potrzebujemy tej chwili, kiedy nasza pociecha jest przed telewizorem, aby zebrać myśli po powrocie z pracy. Przyznanie się do błędu, przeprosiny, próby zadośćuczynienia mają ogromne znaczenie dla dzieci. Po pierwsze uczą się, że inni też się mylą, po drugie, że można naprawiać swoje pomyłki.  Zaczynają je traktować jako naturalną część życia i procesu uczenia się. Nie przejmują się, że coś nie wyszło, więc mogą podjąć próby rozwiązania zaistniałego problemu. 
Nie wystarczy jednak z dzieckiem porozmawiać i dać własny przykład. Ono wszystko musi przetestować  i wyciągnąć wnioski. Dopiero wtedy przyjmie nową wiedzę jako własną. Dolto namawia – dajmy dzieciom trochę „mądrej i bezpiecznej przestrzeni”, aby mogły nauczyć się wszystkiego, co im jest potrzebne teraz i bardzo się przyda w przyszłym dorosłym życiu. Niech do tego dojdą w dużym stopniu same. Nie przyspieszajmy niczego. Dziecko potrzebuje czasu i wielu powtórzeń. I tu dochodzimy do kolejnej sprawy:
 
Pozwólmy dzieciom ponosić konsekwencje swoich czynów
 
A to bywa dla nas rodziców trudne. Oczywiście nie mówimy o sytuacjach ekstremalnych, kiedy zagrożone jest życie lub zdrowie dziecka, ale nawet w tych prostych, codziennych sytuacjach mamy opory. Nie chcemy, aby dziecko cierpiało, staramy się usuwać wszelkie niewygody lub myślimy, że dziecko z czymś sobie nie poradzi. Dajmy mu szansę. Kiedy dziecko bawi się kubeczkiem i rozleje sok, może przecież dostać ścierkę, aby po sobie posprzątać. Jeśli z premedytacją rozwali samochodzik, niech się dowie, że teraz będzie się bawiło bez tej zabawki. Jeśli pokłóci się z koleżanką, a ona pójdzie do domu, niech się ponudzi samo; będzie miało czas na przemyślenie tego, co się stało. Jeśli wróci do domu po ustalonej porze, niech następnym razem pora powrotu zostanie przesunięta na wcześniejszą godzinę.  
W ten sposób dziecko samodzielnie zorientuje się, jakie reguły rządzą życiem, opracuje własne sposoby radzenia sobie z nimi, nauczy się, że pojawiają się trudności i jak je pokonywać. W przeciwnej sytuacji każda najmniejsza przeszkoda może okazać się życiową katastrofą. 

Pamiętajmy! Nie możemy nikogo niczego nauczyć.  Tu doskonale pasuje przysłowie „Można zaprowadzić konia do wodopoju, ale nie można go napoić”. Można więc stworzyć sytuację, w której dziecko  czegoś się nauczy. Można też wpłynąć na własne zachowania i dać dziecku szansę, aby zaczęło się zachowywać inaczej niż do tej pory. 
To kogo my tak naprawdę wychowujemy – siebie czy dzieci? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi. Dodam tylko, że jestem wdzięczna swoim dzieciom, że były i są moimi nauczycielami. Cały czas rozwijam się nie tylko jako matka, ale po prostu jako człowiek. 

Małgorzata Chojecka – Założycielka platformy edukacyjnej WikiAkademia. Trener / Konsultant ds. rozwoju. Koordynator Internetowego Uniwersytetu Mądrego Wychowania Fundacji „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom”, uczestniczy w opracowywaniu programów szkoleniowych i prowadzi kursy e-learningowe, których celem jest podnoszenie umiejętności wychowawczych rodziców i nauczycieli.

 
Zapraszamy na kurs „I kto tu rządzi? Czyli jak miłością i szacunkiem wyznaczać dziecku granice?”, na którym można się dowiedzieć:
 
jak kochać i wymagać,
jak ustalać reguły i egzekwować je od dziecka,
w jaki sposób zachęcić dziecko do współpracy,
czy rzeczywiście chcemy mieć posłuszne dziecko, czy raczej, żeby było samodzielne, odpowiedzialne i umiało rozwiązywać problemy,
czy stosować dyscyplinę, czy rozwijać samodyscyplinę i samokontrolę,
i wreszcie, jak zadbać o własne dobre samopoczucie.

W Internecie i książkach można przeczytać wiele cennych wskazówek. Trudno je jednak samemu wdrożyć w życie. Przydają się do tego inni ludzie, którzy zmobilizują, dodadzą sił, pokażą kierunek, podzielą się własnym doświadczeniem. Zapraszamy więc do grupy na platformie e-learningowej. Razem zastanowimy się, co robić, kiedy dzieci nie  chcą wykonywać obowiązków, spełniać naszych próśb, poddać się pewnym ograniczeniom i regułom. Wspólnie zaplanujemy zmiany, które chcecie wprowadzić. Nie musicie wychodzić z domu, aby pracować w grupie. Sami wybieracie czas i miejsce.