Co z tą grzecznością?


Kiedy dziecko najczęściej słyszy, że jest niegrzeczne? Wtedy, gdy pluje na gości, kijem tłucze serwis Rosenthala? Niestety, w naszych domach, przedszkolach i szkołach stwierdzenie: „jesteś niegrzecznym dzieckiem”, pojawia się już wtedy, gdy dziecko dużo pyta, rusza się, podskakuje, krzyczy; po kilku zajęciach gry na gitarze stwierdza, że jednak to  mu się  nie podoba (a my już kupiliśmy gitarę i z trudem do naszego napiętego grafika wcisnęliśmy godzinę czekania na dziecko). Denerwujemy się, bo tak się staraliśmy, jest nam przykro, czujemy się przeciążeni. 
 
Rozumiem, też znam ten stan. Co może nam wtedy pomóc? Wiedza o tym, co jest zwyczajnym, zgodnym z normą rozwojową zachowaniem dziecka. Czego nie możemy od dziecka wymagać, bo jeszcze jest za małe, zbyt niedojrzałe. Wtedy łatwiej nam będzie  zrozumieć i poczuć spokój, gdy dla dziecka posprzątanie pokoju równa się zakrycie bałaganu na podłodze kocem. Przecież mu powiedzieliśmy: „Zabawki  mają zniknąć z podłogi” i one zniknęły. Dziecko  nie było niegrzeczne, tylko dla niego pojęcie porządku jest czymś innym, niż dla nas. Złościmy się, że tyle razy mówiliśmy: „Nie dotykaj, bo to jest gorące”, a ono jednak chce dotknąć. Niegrzeczne? Nie, pojęcie: „gorący” jest dla niego tak abstrakcyjne, jak dla wielu z nas teoria Einsteina.
 
Złościmy się, gdy dziecku się coś nie podoba, czegoś nie lubi. To prawda,  forma wyrażania swojego sprzeciwu,  szczególnie przez małe dziecko, może świętego wyprowadzić z równowagi, ale czy aby w naszym, rodziców, interesie, jest nauczyć dziecko, że nie może mówić „nie”? 
 
Od lat pracuję z dorosłymi, którzy zostali pozbawieni w dzieciństwie możliwości wyrażania swoich emocji, głównie tych niewygodnych dla bliskich: złości, żalu, smutku. W efekcie, teraz nie potrafią stawiać granic światu, można im wejść na głowę, nie są samodzielni i autonomiczni. Zatrzymuje ich pierwsza przeszkoda. Często też nie są szczęśliwi. A przecież tak naprawdę każdy rodzic pragnie szczęścia dla swojego dziecka. 
 
Pozwalajmy mu więc próbować swoich sił, szukać odpowiedzi na pytania: jaki jestem, co lubię, a czego nie. Pozwólmy próbować czegoś nowego i po jakimś czasie rezygnować, jeśli wyraźnie mu się to nie podoba. Tylko wtedy nie zrazi się do podejmowania kolejnych prób. Nauczmy się szanować jego emocje i potrzeby, jednocześnie ucząc takiej formy stawiania granic i wyrażania emocji, która jest właściwa i w gruncie  rzeczy – najkorzystniejsza dla dziecka, bo nie zostanie odrzucone.
 
Grzeczny, czyli jaki? Uległy, cichy, pasywny? Bez odwagi wyrażania swojego zdania? Przecież to sprzeczne z naszą potrzebą nauczenia dziecka życia poza domem rodzinnym – z rówieśnikami, innymi dorosłymi. Dziecko, które dostaje od rodziców możliwość próbowania świata i czuje ich wsparcie na tej drodze w poszukiwaniu samego siebie, jest szczęśliwsze i bezpieczniejsze. 
 
Rodzice Wilczka z książek Iana Whybrowa są dla mnie ideałem rodziców: cierpliwi, nie ulegają, gdy ich dziecko próbuje zawrócić z drogi do samodzielności. Pewnie wiele ich to kosztowało i nie raz byli o krok od przerwania takiego stanu i schowania Wilczka pod bezpieczny klosz. Tak to już jest, że „statek najbezpieczniejszy jest w porcie, ale nie po to go zbudowano”.

Małgorzata Liszyk-Kozłowska, psychoterapeutka 

Książki o przygodach Małego Wilczka ukazują się nakładem wydawnictwa Poradnia K.