Kto powstrzyma tęskniącego rodzica » EgoDziecka

Wydaje się to niewiarygodne, a zwłaszcza rodzice nie mogą w to uwierzyć. Podczas rozstania dzieci płaczą, przez telefon płaczą, podczas odwiedzin – płaczą. Jak tu wierzyć wychowawcy, który mówi, że kiedy tylko dziecko nie rozmawia z rodzicem, to świetnie się zgrywa z obozowiczami i nie ma większych problemów z tęsknotą?

Kiedy wyjazd jest pierwszym rozstaniem dziecka z rodzicem na noc, wówczas rzeczywiście jest on dla dziecka trudny. Tutaj tęsknota objawia się także bez rodzica i przystosowanie się dziecka jest trudne. Dlatego dobrze, żeby jego pierwsze nocne rozstanie z rodzicem nie było od razu skokiem na 10-dniowy wyjazd daleko od domu. Dobrze takie rozstania poprzedzić paroma weekendowymi wyjazdami z babcią, wujkiem lub innymi opiekunami. Tak, żeby noc spędzona z dala od rodziców nie była szokiem.

Dzieci kochają swoich rodziców, ale mają też niezwykłą zdolność… uwaga, proszę usiąść spokojnie… zapominania o tym. Nie chodzi o to, że przestają kochać, ale jeśli się w coś angażują, to zapominają o całym świecie. Pochłaniają je zajęcia, nowe znajomości, poznawanie miejsc. Od rana do wieczora latają na pełnych obrotach, by wieczorem, trochę tęskniąc, zasnąć i tak ze zmęczenia. A kiedy zmęczenie nie jest takie duże, to na pewno rozrywkę zapewnią, przynajmniej rozmową, współlokatorzy.

Podczas wyjazdów trwają w takim zapomnieniu, dopóki im się rodzic sam nie przypomni. Każdy telefon czy odwiedziny to jest właśnie takie przypomnienie. Po nim trzeba przez jakiś czas, od paru minut, do nawet całego dnia, dziecko na nowo wdrażać w wyjazd, żeby się otrząsnęło i dalej korzystało całym sobą z tego, co mu oferujemy. Dlatego odradzamy rodzicom telefony czy odwiedziny. Najlepiej, jak dziecko w ogóle z telefonu nie korzysta.

Kiedyś prosiliśmy, żeby dzieci w ogóle nie brały na wyjazdy telefonów. Teraz pewnie taka informacja przekazana rodzicom pozwoliłaby nam się dowiedzieć, jak człowiek reaguje na widok dinozaurów, za których byśmy byli wzięci. Tak więc dzieci siłą rzeczy mają ze sobą taką „smycz rodzicielską” – ostry zwrot, ale oddający właśnie związanie z domem, które nie pozwala lekko rozstać się i dziecko stoi często w rozkroku między domem a wyjazdem.

Kiedy tylko słyszy głos mamy, rozkleja się i chce wracać, bo już nic innego się nie liczy. Podobnie, jak nic innego się nie liczy w momencie, kiedy jednak uda się je odciągnąć w stronę atrakcji wyjazdowych. Tylko ile razy dziecko może przejść taką emocjonalną bujankę? Czy to aby na pewno jest potrzebne?

Garść praktycznych rad

Warto jasno się umówić z dzieckiem, czy i kiedy nastąpią kontakty z rodzicem. Na przykład jeden telefon na cały wyjazd w środku wyjazdu. To bardzo ułatwia, zarówno wychowawcom, jak i dzieciom korzystanie z obozu. Im rzadziej, tym lepiej, ale wy sami musicie dobrze wyczuć, na ile dni bez kontaktu stać wasze dziecko (i dodać do tego jeszcze ze dwa dni). Zostawianie tego na zasadzie „co jakiś czas” może być rozstrajające.

Dobrze jest porozmawiać dłużej z osobami zajmującymi się waszymi dziećmi, żeby wiedziały, jak reagować na tęsknotę dziecka. Potem być może warto zadzwonić właśnie do wychowawcy, żeby sprawdzić, kiedy (o której godzinie) najlepiej będzie zadzwonić do dziecka, tak by potem odpowiednie atrakcje przywróciły obozowicza do swoich „zadań” dobrej zabawy. Może się okazać, że właśnie lepiej nie dzwonić.

Zdecydowanie natomiast odradzam odwiedziny dziecka na miejscu wyjazdu, o ile nie są to bardzo długie obozy. Widzenie się z rodzicami często powoduje, że „tracimy” (my, wychowawcy) dziecko już do końca, a czasem nie jest ono w stanie przejść rozstania z rodzicem i z nim wyjeżdża, choć wcześniej było wszystko dobrze. Co gorsza, kolega z rodzicem to przypomnienie tęsknoty dla reszty obozu. Dlatego odwiedzanie dzieci na wyjeździe to zły pomysł, o ile nie jest uzasadniony szczególną sytuacją.

Drodzy rodzice, jak już zdecydowaliście się tak serio „odciąć pępowinę” waszych dzieci, to śmiało, róbcie to w pełni. Jeśli ufacie ludziom, którzy zajmą się waszymi dziećmi, to możecie bardzo pomóc i im, i przede wszystkim własnym dzieciom przez to, że nie będziecie pobudzać w nich tęsknoty. One wrócą po tygodniu, dwóch. Obiecujemy.

Jarek Żyliński – psycholog wychowawczy (Uniwersytet Warszawski), założyciel Małej Doliny (www.maladolina.pl), w której rodzice i dzieci wspólnie zdobywają wiedzę (teoretyczną i praktyczną) związaną z rozwojem; prowadzi warsztaty dla rodziców; pisze artykuły i posty na psychoblogu(www.jarekzylinski.blox.pl). Był wychowawcą na ponad 30 obozach z dziećmi i młodzieżą. Obecnie wyjeżdża na obozy dla dzieci i młodzieży z poradnią Animus (www.animus.pl).

Dodano do koszyka.
0 produktów - 0,00