Żeby mówić o konsekwencji, warto zacząć od źródeł, czyli co pojęcie to w ogóle oznacza. Pierwsze znaczenie, to „odczuwanie następstw swojego działania” – czyli coś, co w wychowaniu ma też bardzo duże znaczenie, nad czym jednak nie będziemy się tutaj zatrzymywać.
Drugie znaczenie to: „postępowanie ściśle według przyjętych zasad; logiczne i przemyślane działanie”. W tym sensie konsekwencja jest obecnie przedmiotem sporu wychowawczego.
Kiedy akcentowano znaczenie konsekwencji w wychowaniu, było to wywołane troską o poczucie bezpieczeństwa i skuteczność wprowadzania różnych zasad. Poczucie bezpieczeństwa, zwłaszcza w grupach, ale także i rodzinach (też grupa!) wynika z tego, że ludzie potrzebują stałych ram w miejscach, w których spędzają dużo czasu.
Potrzebujemy wiedzieć, co nam w danym miejscu czy grupie grozi, a w jakim zakresie możemy czuć się bezpiecznie. Konsekwentne trzymanie się danych ustaleń pozwala nam zaufać, że te ustalenia pozostaną niezmiennie i możemy czuć się bezpiecznie dzięki pewnej przewidywalności wydarzeń (chyba, że są one niebezpieczne same w sobie). Ponadto, jeśli coś jest niezmienne, wówczas znacznie krócej zajmuje nam dostosowanie się do takich zasad, bo wiemy, że są poważnie traktowane.
Z tego punktu widzenia konsekwencja rzeczywiście jest rzeczą bardzo wartościową i pomaga zarówno dzieciom, jak i rodzicom. Problem pojawia się dopiero wtedy, kiedy owa konsekwencja zaczyna działać wbrew potrzebom dzieci lub rodziców.
Wtedy warto sobie przypomnieć, że konsekwencja to nie tylko „postępowanie według przyjętych zasad”, ale i „logiczne i przemyślane działanie”. Jeśli więc trzymamy się złych zasad, to trudno tu mówić o konsekwencji – raczej jest to jakaś forma zaślepienia bądź bezmyślności. Tymczasem to, czy zasady są dobre, czy złe, zależy również od potrzeb dzieci i rodziców, a te się przecież zmieniają. Konsekwencją (w pierwszym znaczeniu) zmian potrzeb jest także zmiana zasad, tak by były „przemyślane i logiczne”. Dopiero wtedy warto się ich trzymać.
Jeśli tak zwana „konsekwencja” sprzeciwia się miłości, wówczas mamy do czynienia z brakiem wrażliwości na potrzeby, czyli to nie jest konsekwencja.
Wyobraźmy sobie, że dziecko namawia nas na spacer, ale my nie mamy siły go nosić, a wiemy, jak często kończą się spacery. Zgadzamy się iść pod warunkiem, że będzie dzielnie szło. Brzdąc zaczyna być zmęczony, zastanawiamy się więc, czy trzymanie umowy ma sens. Zależy nam jednak na tym, by dziecko szanował swoje słowo i dotrzymywało go, zachęcamy więc, by szło dalej, bo widzimy, że mimo zmęczenia – da radę, a do domu już blisko. To jeszcze jest konsekwencja. W pewnym momencie jednak maluch potyka się, z kolana leci krew i noga boli przy każdym kroku. W takiej sytuacji zmuszanie dziecka do dotrzymania umowy byłoby właśnie bezmyślnością, a nie konsekwencją.
Jakie praktyczne wnioski płyną z rozważań o konsekwencji w wychowaniu? Zachęcam, żeby nie demonizować tej postawy, która jest czymś dobrym, by nie dać się ponieść trendowi, wg którego konsekwencja to okrucieństwo i bezmyślne terroryzowanie dzieci. Tymczasem konsekwencja to po prostu przemyślane reagowanie na zmieniające się okoliczności, w którym emocje są ważne, ale nie są jedynym czynnikiem kierującym człowiekiem. Warto więc podkreślić, że miłość jest najważniejsza, ale wcale nie wyklucza przy tym bycia konsekwentnym. Tym samym zachęcam do jednego i drugiego.
Jarek Żyliński – psycholog wychowawczy (Uniwersytet Warszawski), założyciel Małej Doliny, w której rodzice i dzieci wspólnie zdobywają wiedzę (teoretyczną i praktyczną) związaną z rozwojem; prowadzi warsztaty dla rodziców; pisze artykuły i posty na psychoblogu.