Dwie książki, trzy style wychowania

Po pierwsze, córki Chua – Sophia i Louisa (Lulu) musiały się dostosować do niezwykle rygorystycznego szeregu nakazów i zakazów. Po drugie, Chua wychodzi z założenia, że aby mieć radość z czegoś (na przykład z grania na instrumencie), należy robić to dobrze. Zaś po to, aby robić to dobrze, należy ćwiczyć. Sophia i Lulu ćwiczyły po 3-4 godziny dziennie, czasem więcej. Chua uważa także, że dzieci same z siebie nigdy nie zrobią tego, co powinny i tu ważna staje się rola rodzica, który wszystkimi możliwymi metodami skłania dzieci do posłuszeństwa.
 
Chua tłumaczy to tym, że Chińczycy (w odróżnieniu od Amerykanów, których z nimi porównuje) nie zwracają uwagi na psychikę dziecka. Oskarża ona amerykańskich rodziców (oraz ogólnie rodziców z zachodniego kręgu kulturowego) o to, że zbyt szybko pozwalają dziecku zrezygnować z czegoś, gdyż uważają, że to dziecko nie ma do tego talentu. Chua uważa bowiem, że to nie talent, a ciężka praca nie tylko dla dziecka, ale i dla rodzica, który musi ciągle kontrolować dziecko, aby było posłuszne i wykonywało jego rozkazy. Dlatego też niezwykle zaangażowała się w wychowanie swoich dzieci: jeździła z nimi na koncerty (często nawet tysiące kilometrów), załatwiała spotkania z wybitnymi muzykami i nauczycielami gry na fortepianie lub skrzypcach.

Faktycznie, zarówno Sophia, jak i Lulu zostały wybitnymi muzykami. Obie odnosiły niezwykłe sukcesy, każda na swoim instrumencie. Sophia później powiedziała, że posłuszeństwo matce było jej własnym wyborem. Inaczej Lulu, która zbuntowała się przeciw matce. Jednak mimo tego, że nie została zawodową wiolonczelistką, z własnego wyboru zaczęła grać w tenisa. Chua sugeruje, że Lulu odniosła sukcesy dzięki chińskiemu wychowaniu.

Druga książka z kolei dotyczy wychowania dzieci we Francji. Pamela Druckerman, pisarka i dziennikarka, wychowała w Paryżu trójkę dzieci. Zauważyła ona, że we Francji dzieci są niezwykle dobrze wychowane, matki szybko wyglądają jakby nigdy nie były w ciąży i zadowolone wracają do pracy po 3 miesiącach po porodzie, oraz że rodzice mogą pozwolić sobie na dorosłe rozmowy, które nie są przyrywane przez krzyczące dzieci, jak to według autorki ma miejsce w USA.

Druckerman zaczęła więc robić wywiady z francuskimi rodzicami, psychologami i lekarzami. Swoje spotrzeżenia spisała w książce: “Bringing up Bebe. One American Mother Discovers the Wisdom of French Parenting”. Uważa ona, że francuski sposób wychowania dzieci świetnie się sprawdza. Po rozmowach, wywiadach i przemyśleniach, autorka doszła do wniosku, że opiera się on na dość rygorystycznym systemie nakazów i zakazów, których rodzice konswekwentnie przestrzegają.

Na przykład posiłki są o stałej porze, bez przekąsek między nimi. Dzieci dostają urozmaicone posiłki i od małego jadają nieomal to samo, co dorośli. Uczą się zachowywać przy stole oraz próbować nowych smaków. Od maleńkiego przyzwyczajane są do spania we własnym pokoju i szybko przesypiają noc. Rodzice uczą ich samodzielnego spania przez coraz rzadsze reagowanie na płacz dziecka. Po trzech miesiącach matki wracają do pracy. Oczekuje się od nich tego, że nie tylko pozbędą się kilogramów po ciąży, ale i wrócą do stylu życia sprzed porodu.

We francuskim sposobie wychowania to rodzice stanowią autorytet. Czas podzielony jest na „dla dorosłych” i „dla dzieci”. Francuskie małżeństwa uważają, że to dzieci mają się dostosować do ich stylu życia, a nie na odwrót. Dla Druckerman widoczne stało się to, że rodzice uczą swe dzieci cierpliwości przez to, że nie reagują od razu na każdy płacz dziecka i każą mu czekać. Druckerman uważa, że przez to francuskie dzieci są cierpliwe, potrafią się lepiej skoncentrować, ale mają przez to większą przyjemność z wykonywanych działań.

Z drugiej strony, mimo że francuski styl wychowania wydaje się bardzo rygorystyczne, francuskie dzieci mają dużą wolność wyboru. Bardzo szybko zaczynają być samodzielne, pomagają w domu, a jako nastolatki mogą robić praktycznie wszystko. Oczekuje się od nich nawet, że będą miały tajemnice przed rodzicami oraz własne życie.

Druckerman zestawia to z amerykańskim stylem wychowania, według którego najważniejsza jest jednostka i dążenie do spełniania własnych potrzeb. Druckerman uważa, że amerykańskie dzieci są niegrzeczne oraz jedzą, kiedy im się chce. Rodzice reagują na każdy krzyk i dają sobie przerywać rozmowy. Nie ma także granic między światem dziecka i światem rodzica. We Francji żłobki, szkoły i przedszkola uważa się za miejsce edukacji oraz socjalizacji. W USA żłobki i szkoły kojarzą się z tłumieniem jednostki i podążaniem za tłumem. Kolejna różnica jest jednak taka, że o ile w USA oczekuje się, że dzieci nauczą się pewnych umiejętności (na przykład czytania i liczenia) zanim pójdą do szkoły, we Francji chodzi przede wszystkim o obudzenie zainteresowania danym przedmiotem. Nauka pływania w Stanach polega na nauce pływania. We Francji zaś na oswojeniu się z wodą oraz odnalezieniu przyjemności w kontakcie z wodą.

Ciekawe jest, że to, co Amerykanom wydaje się ważne, jest zupełnie nieistotne dla Francuzów, i na odwrót.

Mamy więc tutaj trzy style wychowania: chiński, francuski i amerykański (zachodni). Wszystkie te style mają swoje wady i zalety. Na przykład chiński styl kładzie nacisk na sukces, na ciężką pracę i szacunek dla rodziców. Myślę, że to zaleta. Wadą zaś jest to, że dzieci nie mają zdania, oraz że są zależne od rodziców. Także sposoby zmotywowania dzieci do pracy wydają mi się zbyt drastyczne. Francuski system zaś ustanawia jasne reguły i od wszystkich oczekuje się, że będą tych reguł przestrzegać. W ramach tych reguł istnieje wiele możliwości osobistego rozwoju. Problemem wydaje mi się jednak to, że społeczeństwo oczekuje od kobiet, że wrócą do pracy i że będą wyglądały tak samo, jak przed ciążą. Kobiety, które chcą dłużej karmić piersią lub też zostać z dziećmi w domu są uważane sa dziwaczki, które zbytnio przywiązują się do swych dzieci. Amerykański (zachodni) styl koncentruje się na indywidualnych zdolnościach i potrzebach. Z jednej strony to niezwykle pozytywna rzecz, gdyż w kulturach, w których nacisk jest na społeczeństwo, jednostka jest często ignorowana. Z drugiej strony taki styl może wyprodukować osobniki niezdolne do komunikacji z innymi osobami.

Należy także pamiętać, że style wychowania nie istnieją w próżni, ale zależne są od społeczeństwa, od systemu edukacji i od tego, czego dana kultura wymaga od dziecka i rodzica. Prawdą jest też, że style wychowania opisane w wymienionych przeze mnie książkach są mocno uogólnione.
Osobiście uważam, że trzeba znaleźć równowagę między potrzebami rodzica i dziecka oraz między potrzebami jednostki i potrzebami społeczeństwa. To wcale nie jest łatwe. Dlatego warto spojrzeć w kierunku innych kultur. Nie trzeba od razu naśladować proponowanych metod, ale można się nad nimi zastanowić.

Olga Mecking – Z zawodu tłumaczka języka niemieckiego. Ukończyła germanistykę na Uniwersytecie Warszawskim oraz medioznawstwo na Uniwersytecie w Bremie. Mieszka z mężem Niemcem w Holandii. Ma dwie wspaniałe córeczki, Klarę (2,5 roku) i Julię (11 miesięcy). Jej rodzina jest wielojęzyczna i wielokulturowa. W tak zwanym wolnym czasie, o ile nie zajmuje się czytaniem (lub innego rodzaju wypoczynkiem), pisze bloga: www.europeanmama.blogspot.com. Jak dzieci są w domu, śpiewa, czyta, skacze i turla się po podłodze. Interesuje się wielojęzycznością oraz metodami wychowywania dzieci w różnych kulturach. Uwielbia gotować.