Dzieci nie rodzą się z zapisanym kodem „jak radzić sobie w różnych sytuacjach”. Wszystkiego uczą się wraz z pojawieniem się danego problemu i nie mają jeszcze w głowach jasnej hierarchii: co jest dobre, a co złe. Muszą się tego nauczyć i w ten sposób, często bez złych intencji, mogą zacząć oszukiwać.
Przykład idzie z góry
Dzieci najwięcej uczą się od rodziców – oszukiwania też. Jeśli rodzice nie traktują poważnie danego słowa, to nie będzie też tego robiło dziecko. Składane najmłodszym obietnice i zapowiedzi są kluczowe w uczeniu ich wagi słowa.
Jednak nie wszystko widać jak na dłoni. Rodzice czasem nieświadomie posuwają się do omijania prawdy. Choćby podczas wizyty u znajomych, kiedy mówią, jak wszystko pięknie wygląda i wspaniale smakuje, by wracając, rozmawiać o bezguściu i koszmarnym smaku. W tym czasie dziecko na tylnym siedzeniu uczy się kłamania dla dobrego samopoczucia. Podobnie jest w stereotypowym już zawołaniu do dziecka podnoszącego słuchawkę telefonu: „powiedz, że mnie nie ma”.
Nawet najmniejsze szkraby uczą się od rodziców, jak radzić sobie w różnych sytuacjach. By przekonać dziecko do czegoś, rodzic koloruje rzeczywistość, mówi o niespodziankach i wspaniałych walorach – choćby siadania na nocniku. Potem, kiedy dwulatek będzie kogoś przekonywał – całkiem możliwe, że zrobi to dokładnie w ten sam sposób!
Cel uświęca środki
Spośród metod motywowania dzieci najbardziej popularne są proste kary i nagrody. Żeby dziecko zachęcić do jakiegoś działania, lub wprost przeciwnie, obiecujemy mu coś miłego albo straszymy czymś nieprzyjemnym. Dziecko koncentruje się na celu, w imię którego jest w stanie zrobić coś, na co niekoniecznie ma ochotę. Zachowanie, jakaś czynność – które są celem rodzica – są dla dziecka mniej ważne.
Skoro mamy koncentrację na celu, to można do niego dochodzić różnymi drogami. Nic więc dziwnego, że środkiem do osiągnięcia go jest niekiedy kłamstwo. Stąd warto, by rodzic starał się dzieciom pokazywać naturalne konsekwencje zachowania, unikając niezwiązanych z daną czynnością kar i nagród.
Spójrz na mnie!
Zdarza się również, że dziecko ucieka się do różnych forteli, by zwrócić na siebie uwagę. Robi tak zarówno wobec rodziców, jak i innych osób. Stąd też nierzadko rodzice płoną rumieńcem, kiedy pociecha przedstawia dom rodzinny jako miejsce terroru i zagłady. Nie zawsze znaczy to, że dziecko faktycznie tak myśli, jednak nauczyło się, że kolorowanie sytuacji sprawia, że uwaga koncentruje się na nim.
W podobny sposób może obejść się z rodzicem. Stara się szukać treści, które pozwolą na głębszy kontakt. Może sygnalizować w ten sposób nie tylko, że odczuwa brak zainteresowania, ale też potrzebę akceptacji, bycia kochanym takim, jakie jest.
Z drugiej strony fantazjowanie może być czymś niegroźnym. Chęcią spotkania z marzeniami, których nie da się inaczej osiągnąć, jak przez wyobrażanie sobie, że są prawdziwe. Wtedy nawet warto się włączyć w zabawę z dzieckiem, a coś, co w innej sytuacji nazwalibyśmy „kłamstwem” potraktować jako świetny trening kreatywności!
Zaufaj mi!
Każdy człowiek pozostający w silnej relacji z drugim człowiekiem stara się spełnić jego oczekiwania. Tak samo jest w relacji dziecko-rodzic. Oczekiwania mogą być jawnie wypowiedziane, ale kryją się też w podświadomości. Może tak być z zaufaniem do dziecka. Stworzone kiedyś hasło: „ufam, ale kontroluję”, jest przykładem oszukanego zaufania. Jeśli dziecko jest podejrzewane o kłamstwo, kontrolowane, oskarżane o mówienie nieprawdy – wówczas ono samo może zacząć spełniać oczekiwania rodzica, czyli zacząć kłamać. Tym bardziej, że brakuje motywacji do starania się – rodzic i tak wie swoje.
Rodzic „naiwnie” ufający, daje dziecku odpowiedzialność, która jest istotną motywacją. Dziecko nie chce zawieść rodzica, a świadome tego zaufania, jeśli coś przed nim ukrywa – czuje się źle. Nie znaczy to, że rodzic ma nie widzieć kłamstwa. Ważne jest, żeby się go nie doszukiwał na siłę.
Na drodze do prawdy
W temacie prawdomówności wiele odbywa się na poziomie prostego rachunku: czy warto kłamać? Jeśli chcemy, żeby nasze dziecko przestało oszukiwać, trzeba stworzyć warunki, w których prawda stanie się dla niego bardziej wartościowa od jej pominięcia.
Na pewno kłamstwa trzeba od razu dekodować – pokazywać dziecku, że je dostrzegamy. Inaczej sami zaczniemy… oszukiwać, udając, że niczego nie widzimy. Warto zarazem, żeby dziecko zobaczyło, iż znacznie lepiej było powiedzieć prawdę.
W tym rachunku bardzo ważny jest też strach. Kłamiemy, bo się boimy kary lub konsekwencji. Dlatego konsekwencje powiedzenia prawdy powinny być lżejsze od tych związanych z kłamstwem. Jeśli dziecko zdecyduje się na uczciwość i przyznanie się do czegoś – doceńmy to, a może nawet pomóżmy w znoszeniu konsekwencji tego, do czego się przyznało. Pokażmy, że podoba się nam jego uczciwość. Nie jest dobrze, jeśli dziecku zostanie w głowie myśl: „a mogłem niczego nie mówić”.
Istotny może być także strach społeczny, przed urażeniem prawdą czyichś uczuć. Warto więc uczyć dzieci asertywności. Unikania odpowiedzi przez proste: „nie chcę o tym mówić”, albo grzecznego powiedzenia prawdy. Te umiejętności pozwolą uniknąć kłamania z prostego powodu „bo nie wiedziałem, co powiedzieć”.
Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie „dlaczego dzieci kłamią?”. Zawsze trzeba szukać jej w konkretnych sytuacjach, bo powodów może być dużo – nawet znacznie więcej, niż wymieniono w tym artykule. Mimo to każdy rodzic, jeśli tylko odrobinę skupi się na potrzebach dziecka i różnych wydarzeniach z jego życia, ma szansę dojść do odpowiedzi i pomóc dziecku zobaczyć, że nie warto kłamać.
Jarek Żyliński – psycholog wychowawczy (Uniwersytet Warszawski), założyciel Małej Doliny, w której rodzice i dzieci wspólnie zdobywają wiedzę (teoretyczną i praktyczną) związaną z rozwojem; prowadzi warsztaty dla rodziców; pisze artykuły i posty na psychoblogu.