Konflikt – dobra rzecz

Wielu rodziców głowi się nad tym, jak ukryć przed dziećmi to, że nie zawsze są jednomyślni. Starają się ukrywać poważne dyskusje, a kłótnie prowadzić tylko za zamkniętymi drzwiami. Nie jest to jednak najlepsza strategia. Ukrywając konflikty, pokazują bowiem dziecku, że nie powinno się mieć zdania innego niż reszta otoczenia, sprawiają wrażenie pary idealnej, a nade wszystko odbierają dzieciom możliwość uczenia się sposobów rozwiązywania konfliktów.

Dziecko, które dorasta w środowisku, w którym wszyscy są zgodni i nie ma miejsca na otwartą dyskusję, uczy się ukrywać swoje zdanie, gdyż jest przekonane, że nie zostanie ono zaakceptowane. Wszelkie próby podważenia panujących reguł będą dla niego nie do pomyślenia. Nie znaczy to jednak, że będzie ich przestrzegało. Dziecko, które spodziewa się krytyki za odmienne postrzeganie sytuacji, uczy się mówić to, czego, jak się spodziewa, oczekuje się od niego, a zatem zaczyna kłamać. Czyni to jednak w najlepszej wierze, czując równocześnie wyrzuty sumienia – dostosowując się do panujących reguł, łamie inne. Nie chroni go przed tym fakt, że rodzice są otwarci na dyskusję, a wszystkie drażliwe kwestie przedyskutowują, gdy ono śpi. Dziecko nie uwierzy nawet w najszczersze deklaracje, jeżeli nie zobaczy, jak wchodzą w życie.

Jest to ważne w przypadku kilkulatków, jednak naprawdę palącą kwestią staje się, gdy dziecko wchodzi w wiek nastoletni. Wtedy konflikt, choćby była to kłótnia, od której cały dom trzęsie się w posadach, oznacza, że dzieci liczą się ze zdaniem rodziców, gotowe są do dialogu i pragną weryfikacji ustanowionych przez nich granic. Kłótnia w tym przypadku to oznaka szacunku, tego, że rodzic wciąż jest dla dziecka kimś ważnym. Gorzej, gdy ścierania się poglądów brakuje, bo albo dziecko bez szemrania podporządkowuje się zasadom, których nie akceptuje – jest posłuszne i nieszczęśliwe, albo nie uważa rodzica za partnera do dialogu – robi to, co uważa za słuszne, a jego po prostu okłamuje.

Kłótnia między rodzicami jest okazją do tego, by pokazać, że w związku dwojga ludzi nie zawsze panować musi jednomyślność – unaocznia, że rodzina nie jest monolitem i, co ważne, nie ma par doskonałych. Pomoże to dziecku w wieku dorosłym budować związek, któremu nie będzie stawiało nierealistycznych wymagań. Pokaże również, że mimo niezgody może on trwać, i że konflikty nie muszą być czymś niszczącym, lecz są po prostu częścią każdej relacji międzyludzkiej.

Kolejnym powodem, by nie toczyć sporów za zamkniętymi drzwiami, a już na pewno nie stwierdzać „nie będziemy się kłócić przy dzieciach, załatwimy to później” jest fakt, że dzieci uczą się poprzez modelowanie, czyli naśladowanie zachowań. Jeżeli pozwoli się im oglądać, jak rodzice dochodzą do porozumienia, uzgadniają wspólne stanowisko i dzieje się to bez użycia przemocy, same zaczną stosować konstruktywne sposoby rozwiązywania konfliktów. Rodzice w takim przypadku stanowią alternatywę dla wzorców pokazywanych w telewizji (w ogromnej mierze opartych na agresji), czy też sposobów stosowanych w relacjach z rówieśnikami, którzy mają takie same, a zatem niewielkie kompetencje w kwestii prowadzenia sporów. Do tego rodzic, jako autorytet, jest naturalnym wzorcem, który dziecko chce i będzie naśladować.

Zamiast zatem wkładać energię w ukrywanie przed dziećmi, że nie jesteśmy jednomyślni, zamiast ukrywać konflikty, nawet te o burzliwym przebiegu, każdy rodzic powinien nauczyć się radzić sobie z nimi w sposób konstruktywny i pozwolić dziecku na oglądanie i naśladowanie go. Da to o wiele lepsze efekty, aniżeli wykłady na temat destruktywności używania przemocy i tłumaczenia, że trzeba poszukiwać kompromisu. Zamiast pracować nad dzieckiem, lepiej popracować nad sobą, a dziecko po prostu skorzysta z dobrego przykładu.

Natalia Minge

www.hipokampus.pl