Konflikty przedszkolaków

Dlaczego interweniujemy od razu?

Choć często deklarujemy, że nie ulegamy presji otoczenia w kwestii wychowywania dzieci, to w praktyce dbanie o własny wizerunek, staje się częstym kierunkowskazem rodzicielskich działań. Cóż, po prostu przyjemnie jest słyszeć od nauczycieli w przedszkolu czy od innych rodziców: „ach, jaki to grzeczny chłopczyk! Och, jak świetnie wychowana dziewczynka!”

Mimo, że te zdania dotyczą dziecka, mają dla niego niewielkie znaczenie, natomiast dla poczucia wartości rodzica – ogromne. Błyskawicznie poprawiają jego nastrój i wywołują uśmiech na twarzy. Aby jednak ów efekt mógł zostać osiągnięty, nie można zostawić kłócących się kilkulatków bez rodzicielskiego wsparcia, dlatego też ulegając presji tworzenia „dobrego wrażenia”, czujni rodzice szybko ingerują w spory maluchów, rozwiązując je co prawda wedle własnego pomysłu i ze znikomym udziałem samych zainteresowanych, ale – ku uznaniu innych dorosłych – niewątpliwie pokojowo.

Chęć utrzymania pozytywnego wizerunku powoduje także, że w sytuacjach spornych opiekunowie zwykle namawiają kilkulatka, by ten „podzielił się” swoimi zabawkami: „daj chłopczykowi swoją łopatkę, masz przecież drugą. Podziel się. Patrz on płacze. Oj, to nie ładnie, że nie chcesz się podzielić. Inne dzieci nie będą się chciały z tobą bawić, gdy będziesz taki samolubny. Zobaczysz!”. Te słowa, wypowiadane w dobrej wierze, niestety zazwyczaj przynoszą efekt odwrotny. Maluch zaczyna jeszcze mocniej zaciskać w ręce rzeczoną łopatkę, a na dodatek od tej chwili traktuje inne dzieci jak intruzów czyhających na jego własność. W konsekwencji konflikt narasta i skutkuje płaczem oraz złością obu stron sporu. Czemu tak się dzieje?

Wyjaśnienie staje się oczywiste, gdy wyobrazimy sobie, jak w podobnej sytuacji postąpiliby dorośli. Gdyby na przykład podczas spaceru obcy człowiek wyrwał zawartość torebki mamy albo laptop taty (przedmioty cenne dla rodziców tak samo, jak dla dziecka jego zabawki)? Jak wówczas postąpilibyśmy, jak bardzo dbalibyśmy o swój wizerunek w oczach innych osób? Kto i jak mógłby nas zmusić do podzielenia się własnością z obcą osobą? Nawet tylko na chwilę… Cóż, reakcje dziecka stają się w tym kontekście zupełnie zrozumiałe.

„Dzieci muszą radzić sobie same!”

Czasem jednak, kiedy maluchy po raz kolejny zaczynają się kłócić, opiekunom przychodzi do głowy inna myśl: chcę, by moje dziecko umiało sobie radzić w różnych sytuacjach samodzielnie. Musi się przecież nauczyć rozwiązywać spory pokojowo, musi też umieć bronić swych praw. Takie założenie nakazuje utrzymanie pozycji obserwatora, niestety często pozbawiając przy tym malca rodzicielskiego wsparcia:

– Mamo, on mnie bije i zabiera mi łopatkę!

– Proszę Pani, a ona mnie ugryzła i nie chce mi oddać lalki!

– Ojej, dajcie spokój i radźcie sobie sami. Jesteście już na tyle duzi, by rozwiązywać takie spory samodzielnie.

I jak to się kończy? Zwykle przepychanką, w której jedno z dzieci po prostu siłą uzyskuje to, czego mu potrzeba, a drugie zaczyna płakać.

Kiedy więc interweniować od razu, a w jakich sytuacjach nie angażować się w dziecięce konflikty? Gdzie w tym wypadku leży „złoty środek”?

Kiedy musimy się włączyć w spór kilkulatków?

Na pewno jeśli dochodzi do agresji: gdy maluchy zaczynają się szarpać, bić, głośno krzyczeć i gdy zachowania z każdą chwilą stają się gwałtowniejsze. Włączamy się także wtedy, kiedy rozkład sił między kłócącymi się dziećmi jest wyraźnie nieproporcjonalny. Kiedy na przykład jedno z dzieci jest zdecydowanie słabsze, a drugie korzysta ze swej fizycznej przewagi, np. gwałtownie wyrywa zabawki, popycha malucha.

Jak interweniować?

Zaczynamy od rozdzielenia bijących się dzieci. Dajmy im chwilę na ochłonięcie, trzymając je lub przytulając w milczeniu. Zanim zaczniemy mówić, zastanówmy się sami, o co chodzi każdej ze stron. Dopiero wtedy spróbujmy sytuację spokojnie opisać, np.: „chcesz się bawić tą zabawką, tak? I twój kolega też chce się teraz nią bawić? Jest jedna zabawka i was dwóch. Co tu zrobić, żeby rozwiązać ten problem inaczej, niż gryzieniem i wyrywaniem sobie zabawki? Masz jakiś pomysł?…” Poczekajmy na reakcję dziecka i podpowiedzmy, jeśli będzie to konieczne: można ustalić czas korzystania z zabawki przez każde dziecko, wprowadzić zasadę wymiany zabawek itp.

Co robić, gdy rozmowa nie pomaga?

Czasem emocje kilkulatka są tak silne, że maluch nie reaguje na próby rozmowy. Jak wówczas radzić sobie z dziecięcą złością? Na początek dajmy więcej czasu na wyciszenie emocji. Na przykład niech malec na 3-5 minut usiądzie z nami na ławce, tak jednak, by nie musiał patrzeć na miejsce konfliktu. Nie rozmawiajmy z nim wówczas, co najwyżej przytulmy, a do omówienia sytuacji powróćmy dopiero po faktycznym wyciszeniu dziecięcej złości.

Niektóre maluchy są po prostu z natury bardzo impulsywne i mają tendencje do gwałtownych zachowań. Dla nich konieczne wydaje się wprowadzenie dodatkowych, jasnych zasad. Przed każdym spotkaniem z rówieśnikami przypomnijmy o oczekiwanych sposobach załatwiania sporów (np. prośba, szukanie pomocy rodzica, system wymiany) i o sposobach zakazanych (np. bicie, gryzienie, szarpanie). Określmy konsekwencje łamania takiej umowy (np. przerwanie zabawy i powrót do domu) i upewnijmy się, że dziecko na to przystaje. A potem bądźmy rzeczywiście konsekwentni i obowiązkowo chwalmy, gdy kilkulatek próbuje korzystać z metod uznanych przez nas za właściwe.

A kiedy możemy nie mieszać się w dziecięcy konflikt?

W relacjach rówieśniczych jest wiele sytuacji, w których maluchy rozwiązują problemy same. Dopóki żadnemu z dzieci nie dzieje się krzywda, starajmy się trzymać na uboczu obserwując, jak samodzielnie wypracowują rozwiązania, nawet jeśli nie są według nas najlepsze.

Wstrzymajmy się od interwencji także wówczas, gdy maluchy podnoszą głos, dyskutują, a nawet próbują rówieśnikowi coś zabrać. Działajmy dopiero, gdy złość i impulsywność którejkolwiek ze stron zaczyna przybierać na sile i staje się niebezpieczna dla innych. W ten sposób maluchy dostają od nas szansę, aby sprawdzić się w trudnej sztuce relacji społecznych. Muszą jednak mieć pewność, że w każdej chwili mogą od nas, dorosłych, uzyskać wsparcie lub podpowiedź, jak poradzić sobie z problemem. Ale to z kolei wymaga od rodzica porzucenia (przynajmniej na tę chwilę) potrzeby kreowania dobrego wizerunku siebie, jako świetnego wychowawcy i dziecka, jako istnego „aniołka”.

Marta Kochan-Wójcik – psycholog, terapeuta rodzinny

playdoh_ego