Mądra miłość rodziców

Nad relacją trzeba pracować

Podobnie, jak w przypadku związku, nad relacją z dzieckiem zwyczajnie trzeba pracować. Co ciekawe, mamy tu do czynienia ze znacznie większą dynamiką zmian – dziecko zmienia się znacznie bardziej niż dorosły, na przestrzeni 20 lat bowiem przechodzi przemianę od niemowlęcia do osoby dorosłej. To fascynujące, ale też pełne wyzwań doświadczenie. Nie będziemy mieć 10-latkiem  podobnej relacji jak z 5-latkiem, bo to dwie zupełnie różne osoby, pod względem poznawczym, emocjonalnym itd. Często, wielu z nas wpada w pułapkę tego, że nie uświadamia sobie lub nie chce uświadomić upływu czasu. To, co świetnie sprawdzało się w relacji z maluchem, niekoniecznie będzie tak samo pozytywnie odbierane przez nastolatka (a nawet na pewno nie będzie). Jeden z najbardziej banalnych przykładów – matka, która oczekuje, że jej 10-letni syn będzie latem zasypiał o godzinie ósmej (bo tak było zawsze). Kwantyfikator – „zawsze”, podobnie jak „nigdy” wskazuje na schematyczność myślenia i trzeba go zdecydowanie odrzucić.

Prawa i obowiązki dziecka trzeba dostosowywać do jego wieku i możliwości. Innych rzeczy można wymagać i oczekiwać od przedszkolaka a innych od 15-latka, każdy z nich powinien mieć także inny zakres swobody. Te z pozoru oczywiste rzeczy nie zawsze znajdują odzwierciedlenie w praktyce. Pomijając fakt, że niektóre dzieci przez całe swoje dzieciństwo nie mają żadnych obowiązków (i nie jest to niestety dla nich dobre), wielu rodziców ma problem z ustaleniem granic i wymogów na właściwym, adekwatnym do wieku poziomie. Skąd czerpać taką wiedzę? Oczywiście każdy z nas posiada pewną wiedzę ogólną: sam przecież był dzieckiem, teraz jest rodzicem, obserwuje dzieci innych, rozmawia z innymi rodzicami, ogląda filmy itd. Jednak warto także sięgnąć po literaturę bardziej fachową dotyczącą psychologii rozwojowej dziecka, co pozwoli nam lepiej je zrozumieć, ale także dostosować do niego nasz pułap oczekiwań. Psycholog Dorota Zawadzka skonstatowała kiedyś, że wychowaniu niemowląt i małych dzieci do roku jesteśmy ekspertami – kupujemy poradniki, czytamy – później już się nie dokształcamy. Jako rodzice powinniśmy wiedzieć dużo, żeby lepiej rozumieć. To działanie pragmatyczne.
 
Być rodzicem

Powiedzieliśmy już, że relacja z dzieckiem zmienia się na przestrzeni lat. Zawsze jednak jest to relacja dziecko – rodzic. Nie wchodzimy, wraz z upływem czasu, w relacje przyjacielsko-kumpelskie. Tylko będąc w roli rodzica zapewniamy swojemu dziecku poczucie bezpieczeństwa. Historie o matkach, przyjaciółkach swoich córek, serwujących im intymne zwierzenia i aspirujących do roli duszy towarzystwa wśród znajomych córki – tak naprawdę obnażają niedojrzałość matek, a nie są dowodem głębokiej relacji. Oczywiście z biegiem czasu zmienia się nasz sposób rozmowy z naszymi dziećmi, dopuszczamy je do innych tematów, ale zawsze mamy świadomość, że pełnimy wyjątkową rolę rodzica a nie kumpla. To także wyraz naszej troski i miłości.
 
Kochać to nie znaczy pozwalać na wszystko

We współczesnej kulturze, dzieci – na szczęście – postrzegane są jako ważne (piszę o pewnym ogólnym trendzie) a rodzicielstwo jest „cool”. Prowadzi to jednak do pewnych błędów i wypaczeń w pojmowaniu miłości do dziecka. Dziecko nie musi mieć wszystkiego, łącznie z przysłowiową gwiazdką z nieba. Rodzice nie muszą kombinować skąd tu wziąć „kasę” na wypasioną konsolę, zabawkę posiadającą „osobowość”, super telefon itp. Dzieci nie stają się szczęśliwsze przez posiadanie całego mnóstwa gadżetów – mogą je mieć, ale nie muszą i wcale nie będą się przez to czuły gorsze. Kupując wszystko wyrabiamy w nich roszczeniową postawę, ale także narażamy na rozczarowanie, że świat w przyszłości nie spełni ich wszystkich oczekiwań – tak jak teraz rodzice.

Druga sprawa, to pozwalanie dziecku na wszystko. Domy, w których rządzą dzieci możemy obejrzeć w  programach telewizyjnych, w których psychologowie przybywają na odsiecz rodzicom wykończonym psychicznie i bezradnym wobec swoich pociech. To koronny dowód, że nie jest to układ optymalny. Dzieci w takich domach, wbrew pozorom, są bardzo nieszczęśliwe, zagubione i pozbawione poczucia bezpieczeństwa. Dziecko nie jest w stanie podejmować wielu istotnych decyzji, dotyczących funkcjonowania domu, a jest do tego zmuszone przez dorosłych, pragnących spełnić każdą jego zachciankę. Matka, która pyta się czterolatka, w co się ubierze na spacer – stawia przed nim zadanie ponad jego siły. Jeżeli zapyta, którą z dwóch zaproponowanych bluzek wybiera – pozwoli mu dokonać samodzielnego wyboru, adekwatnie do jego wieku. Rodzic powinien przybrać w stosunku do dziecka, szczególnie małego postawę nieco dyrektywną – musi zarządzić, zaplanować po to, aby dać maluchowi poczucie bezpieczeństwa, poczucie życia w zorganizowanym domu. Ta negatywnie pojmowana „rutyna” jest dla małych dzieci niezwykle istotna. Kiedy dzieci rosną stopniowo są w stanie podejmować coraz więcej decyzji.

Dziecko nie może zarządzać domem, ale nie może także funkcjonować w myśl zasady, że „dzieci i ryby głosu nie mają”. Ma być równoprawnym członkiem rodziny traktowanym w sposób adekwatny do wieku, posiadającym prawo do własnych opinii i gustów oraz własnej prywatności, którą należy uszanować. Dziecko ma także prawo do posiadania kręgu przyjaciół znajomych. Warto wiedzieć, jak ważni są oni w życiu naszych dzieci. Domy, do których nie mogą przychodzić inne dzieci, ograniczają małego domownika w funkcjonowaniu w kręgu równieśników, ewentualnie rodzeństwa lub rodziny (kuzyni, kuzynki). Dziecko musi zdobywać umiejętności społeczne, nie może siedzieć wyalienowane w swoim pokoju i to najlepiej cicho, żeby nie przeszkadzać dorosłym. Dziecko potrzebuje swojej przestrzeni i potrzebuje ją zapełniać swoją energią.

Wspólne spędzania czasu

Wyrazem miłości jest ofiarowanie dziecku swojego czasu. Wspólny czas to wspólna zabawa, wymiana myśli, żarty, wycieczki, gotowanie, uprawianie sportu i każda aktywność, która nas wzajemnie angażuje. Warto mieć świadomość, że nasze pociechy doskonale wiedzą kiedy jesteśmy zainteresowani, a kiedy tylko udajemy zaangażowanie. Tata, który rozdziewająco ziewa podczas układania klocków z synem, a jeszcze pożądliwie spogląda na telewizor lub laptop nie wypada wiarygodnie. Mama, która co chwilę odbiera telefon – też nie jest dla dziecka fajnym partnerem do zabawy. Jak – w większości przypadków – lepiej postawić na jakość a nie ilość – godzina zabawy, kiedy całkowicie oddajemy swój czas dziecku jest bardziej wartościowa niż przedpołudnie, kiedy bawiąc się z naszym dzieckiem próbujemy równocześnie pozałatwiać różne zaległe sprawy.

Oczywistym jest, że wraz z upływem lat, nasz sposób spędzania czasu się zmienia. Jest jednak mitem, że większe dziecko nie ma potrzeby bycia z nami. Zmienia się relacja, a nie potrzeba dziecka. Warto wysilić się trochę, aby nadążać za tym co „kręci” nasze dziecko (oczywiście nic na siłę). Warto także zmodyfikować repertuar rozrywek. Chociaż powszechnie wiadomo, że dla nastolatka rówieśnicy będą – z zasady ważniejsi – niż rodzice, nie oznacza to jednak, że rodziców już nie potrzebuje. Miernikiem naszej relacji z dzieckiem są wspólne rozmowy, zwracanie się do nas z pytaniami (czasami tak kontrowersyjnymi, że głowa boli), wspólne żarty itd. Dobra relacja z maluchem jest, z reguły, dobrym prognostykiem późniejszych relacji z nastolatkiem.

Na koniec gorzka refleksja, opiekunem dziecka nie może być komputer ani laptop, chociaż wspaniale załatwiają kwestię „świętego spokoju”. Święty spokój jest przeważnie odwrotnie proporcjonalny do posiadania w domu dziecka w każdym wieku.

Akceptacja i szacunek

Wyrazem miłości do każdego, także dziecka, jest okazywanie akceptacji oraz szacunku. Nie chodzi o to, że musimy z uśmiechem na twarzy, w ramach opacznie pojętej akceptacji, przyjmować wszystko co nasza pociecha nam serwuje, łącznie z poglądami na świat, od których włos się jeży na głowie (a często pojawiają się takie, kiedy nasze dziecko poszukuje swojej tożsamości). Akceptacja osoby, to co innego niż akceptacja poglądów. Z poglądami można polemizować z oceną wartości naszego dziecka już nie. Stąd już krok do etykietowania – oceniamy nie poglądy i zachowania, ale człowieka. Ile dzieci słyszy na co dzień : „Jesteś beznadziejny” (najbardziej popularne w rankingu), „Jesteś leń”, „Jesteś bez serca” i temu podobne. Taki sposób mówienia w połączeniu z kwantyfikatorami „nigdy” i „zawsze” to mieszanka wybuchowa, która sprawia, że zamykamy dziecko w potrzasku naszej oceny –  „taki jesteś i nic nie poradzisz”. Tomy napisano na temat tego, jak bardzo jest to szkodliwe, ponieważ podważa samoocenę. Z miłości do dziecka nauczymy się oddzielać zachowania od osoby. Komentujmy daną sytuacje, określone zachowanie, a nie przypinajmy łatkę (której często w dorosłym życiu nasze dziecko nie może się pozbyć). Mówmy, co jest dobre, a co złe, ale nie zadawajmy bólu. Obrażając nasze dziecko, nie szanujemy jego uczuć i emocji.

Jednym z najpiękniejszych dowodów miłości jest, moim zdaniem, umiejętność przyznania się przez rodziców do błędu. Nie jesteśmy nieomylni i nie kreujmy się na takich w oczach dzieci, bo prędzej czy później zrzucą nas z piedestału. Umiejętność powiedzenia wprost, że się pomyliliśmy, to dowód pewności siebie. Nasze dziecko otrzymuje przekaz: „mam prawo do błędów”, a także „mogę naprawić moją pomyłkę”. To powoduje, że łatwiej także jemu będzie uznać swoje potknięcia. Świadomość, że można wiele zmienić poprzez pracę, że nie jest się na nic skazanym z góry – bardzo pomaga w życiu. To dar, który możemy ofiarować w dzieciństwie naszym pociechom.
 
Kochać to pozwolić odejść

Wychowując dziecko, nie zawsze uświadamiamy sobie fakt, że jest ono z nami tylko przez jakiś czas. Kochając dziecko, pozwalamy mu odejść, w momencie kiedy jest na to gotowe, kiedy tego pragnie, kiedy powinno się usamodzielnić. To wyraz naszej dojrzałości jako rodziców, ale też wyraz, dojrzałej, mądrej miłości.

Magdalena Lange-Rachwał – psycholog. Absolwentka filologii polskiej. Posiada wiedzę z zakresu logopedii, zdobytą w Podyplomowym Studium Logopedycznym UW. Prowadzi praktykę psychologiczną w Poznaniu i Luboniu – www.psycholog-dladziecka.pl. W swojej pracy wykorzystuje język jako ważny element wyrażania siebie –  zgodnie z mottem Ludwika Wittgensteina: „Granice mojego języka są granicami mojego świata”.