Małe leniuszki i jak sobie z nimi radzić

„Poskładaj klocki do pudełka, jeśli skończysz się bawić”, „Zanieś talerz do kuchni po jedzeniu”, „Załóż buty, zaraz wychodzimy”. Na te i wiele innych próśb dzieci często reagują jednym ze swych ulubionych słów – „nie” : „Nie, nie chce mi się”,  „Nie teraz, za chwilę”, „Jestem teraz zajęty, ty zrób to za mnie”.
Zupełnie inaczej maluchy zachowują się, gdy rodzic mówi: „Chodź, idziemy na huśtawki”, „Polepmy razem z plasteliny”. Do realizacji tych zadań dziecko staje się gotowe i chętne zwykle zanim jeszcze rodzic skończy swoją wypowiedź. Skąd bierze się taka rozbieżność dziecięcych reakcji? Jest kilka czynników, które ją wywołują. Dziś przeanalizujemy dwa z nich:

-Po pierwsze: to ekonomiczne korzystanie z własnych zasobów energii, czyli odmowa robienia tego, co wydaje się bezsensowne i podejmowanie tylko tych działań, które przynoszą bezpośrednie korzyści.

-Po drugie: szukanie sposobu uzyskania kontroli nad otoczeniem, choćby poprzez przekorne działanie.

Przyjrzyjmy się im teraz bliżej.

1) Ekonomia działania

Zasada ekonomii, jaką rządzi się nasze ciało oraz umysł brzmi następująco: jeśli jakieś zachowanie nie przynosi bezpośrednich korzyści, a wymaga nakładów energii, to go po prostu unikaj. Innymi słowy: po co robić coś, co z naszej perspektywy nie ma sensu, nie jest konieczne lub potrzebne? Dziecko i dorosły postępują w tej sytuacji podobnie – odkładają te działania na później lub nie wykonują ich wcale. Różnią się jednak możliwościami uzasadniania konieczności podejmowania tychże działań. A zatem to, co dla dorosłego jest sensowne, choć czasem nudne lub nawet nieprzyjemne (jak sprzątanie mieszkania lub wizyta u dentysty), dla dziecka bywa bezcelowe i niepotrzebne. Skąd taka rozbieżność?

Dziecięca perspektywa widzenia świata, skoncentrowana głównie na doświadczaniu teraźniejszości, nie pozwala dostrzec celu wykonywania różnorodnych czynności: codziennego mycia zębów, wieczornego porządkowania pokoju po zabawie, samodzielnego ubierania się przed wyjściem na spacer lub rozbierania po powrocie, systematycznego wykonywania ćwiczeń zleconych przez nauczyciela lub lekarza, przerywania zabawy na zjedzenie posiłku itd. Po co to robić? Dlaczego mam się wysilać i to zwłaszcza w tej chwili?

Owe czynności nabierają sensu dopiero, gdy przyjrzy im się z szerszej, dorosłej perspektywy: bo zęby są zdrowe, zabawki się nie gubią i jest miejsce do nowej aktywności, bo uczymy się samodzielności. To niestety abstrakcyjnie brzmiące pojęcia, których maluchy nie rozumieją. Warto zatem przybliżając cel wykonywania różnych obowiązków zrobić to w sposób konkretny i odwołać się do doświadczeń bliskich dziecku. Na przykład przez opowiadanie mu o bezpośrednich konsekwencjach podejmowania lub niepodejmowania tych czynności: „Załóż sama buty, a ja w tym czasie ubiorę twojego młodszego brata i będziemy mogli szybko wyjść na plac zabaw”. Pomocne będzie również wskazywanie sytuacji, w których samo dziecko może skorzystać z nabytych umiejętności: „Gdy w przedszkolu będziecie wychodzić na podwórko, będziesz potrafiła sama szybciutko założyć buty”. I odwrotnie – kiedy jest to możliwe warto pokazywać, jak konkretne sytuacje zależą od mało lubianych czynności, np. „Super – masz zdrowe i białe ząbki, to dlatego że je codziennie myjesz”,  „Popatrz, możemy zbudować wieżę ze wszystkich klocków, to dlatego, że wczoraj po zabawie poskładałeś je do pudełka i żaden się nie zgubił!”.

Wiele dzieci dodatkowo pozytywnie reaguje na wyznaczenie ram czasowych, potrzebnych do wykonania konkretnego zadania: „Posłuchaj, gdy duża wskazówka dojdzie do tego miejsca oczekuję, że skończysz zabawę i zabierzesz się do włożenia klocków do pudełka” (wygodnie jest się tu posłużyć zegarem obrazkowym). Czynność i jej przebieg zostaje w ten sposób zamknięta w namacalne ramy, które łatwo jest dziecku objąć swoją uwagą i ukonkretnić.

2) Dziecięca przekora
 
Dziecięce „nie”, jako reakcja na polecenie rodzica, może być nie tylko przejawem ekonomii w wydatkowaniu energii, ale i konsekwencją naturalnej, ludzkiej przekory. Celowo użyłam pojęcia „ludzka”, a nie „dziecięca”, ponieważ motywacja do takiego działania (tzw. reaktancja), pojawiająca się w sytuacji utraty kontroli nad biegiem zdarzeń, jest niezależna od wieku człowieka. Wiek zmienia jedynie uzasadnienie oraz sposób prezentowania przeciwstawienia się ograniczeniom.
Bywa zatem, że rodzicielskie polecenia są przez dziecko traktowane jako zamach na jego kształtującą się i dlatego bardzo wrażliwą niezależność. Już kilkunastomiesięczny maluch dąży do niezależności przez próby samodzielnego wpływania na otoczenie („Ja chcę sam! Nie ruszaj! Teraz chcę tę zabawkę! Cukierka! To musi być teraz!”) i z przykrością odkrywa, że otoczenie niestety nie dopasowuje się do jego dziecięcych oczekiwań. Rodzi to rzecz jasna złość, frustrację oraz głośno manifestowaną niechęć, zarówno wobec przedmiotów (np. „głupia zabawka!”) jak i konkretnych osób (np. „nie lubię cię!”).

Ponieważ brak wpływu wywołuje przykrość, każda sytuacja może być także traktowana jako potencjalna okazja do odzyskania kontroli nad otoczeniem. I jeśli mama mówi: „Załóż buty, włóż klocki do pudełka lub umyj zęby”, a dziecko się ociąga – zyskuje tym samym wpływ na rodzica. Poprzez odwlekanie lub blokowanie wykonania pewnych poleceń może zatem rządzić. Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy rodzic ulega dziecku i daje się wciągnąć w narastające wówczas dyskusje i spory. Przyjmuje w ten sposób wyznaczane przez kilkulatka reguły, sam zaś wchodzi w rolę podporządkowanego i w ten sposób niestety – przegranego.

Czy dziecięce próby zdobywania kontroli nad rodzicem są niepokojące? Oczywiście nie. Wręcz przeciwnie – są oznaką naturalnego i w pełni uzasadnionego szukania wpływu na rzeczywistość tam, gdzie jest to możliwe. Niepokojące bywają jednak reakcje rodzica, który daje dziecku możliwość kontrolowania otoczenia i podejmowania decyzji nieadekwatnych do umiejętności i wiedzy swojej pociechy.

Jak zachęcać przekornego malucha do współpracy? Jeśli motorem przeciwstawienia się poleceniom rodzica może być blokowana autonomia dziecka, warto o nią dbać. Poczucie niezależności pojawia się w nas, gdy spełnione są dwa warunki. Po pierwsze – mamy swobodę wyboru (przy czym ilość alternatyw nie jest tak istotna, jak w ogóle ich potencjalna obecność), po drugie zaś żywimy przekonanie o możliwości działania i własnych kompetencjach, które są wystarczające by osiągnąć wyznaczony cel. Innymi słowy – chętnie działamy, gdy coś zrobić potrafimy i na dodatek możemy, a nie musimy.

Kiedy zatem mama prosi córkę, by ta założyła sweter bo jest zimno, polecenie rodzica może być zinterpretowane jako nakaz, któremu należy się przeciwstawić. Jeśli zaś prośba zostanie sformułowana inaczej: „Robi się chłodno. Trzeba się cieplej ubrać. Który sweterek założysz? Niebieski czy ten w paski?”  W tej sytuacji swoboda wyboru zostaje zachowana, mimo, że jest właściwie pozorna, bo polecenie rodzica w każdej opcji zostanie spełnione. Paradoksalnie dla wielu dzieci ważniejsza jest jednak możliwość samodzielnego decydowania niż treść decyzji, jaką należy podjąć. A zatem warto polecenia formułować w taki sposób, aby zawierały w sobie okazję dokonania przez malucha pewnego wyboru.

dr Marta Kochan-Wójcik – psycholog, terapeuta rodzinny

playdoh_ego