Nasze dziecko jest niejadkiem

Na wstępie – o głodzie

Dziecko rodzi się z wrodzonym i prawidłowo działającym mechanizmem głodu i umiejętnością jego zaspokajania. Niemowlę, co mamy z pewnością wiedzą, silnie odczuwa głód i energicznie domaga się jedzenia. Donośny krzyk przed porą karmienia sygnalizuje matce, że dziecko chce jeść. I ten błogi wyraz zadowolenia na jego buzi, gdy poczuje sytość. Malec uspokaja się wtedy i najczęściej zapada w drzemkę. Czyż nie tak jest, drogie mamy? I to jest prawidłowe.

Wtedy jednak my często zaczynamy się zastanawiać, czy aby dziecko dostatecznie zjadło i czy jego sen nie trwa zbyt długo. A może należałoby je obudzić na kolejną dawkę pokarmu? Niejedzenie przewidzianej porcji staje się powodem troski! Musimy pamiętać, że zalecenia zawsze dotyczą pewnego modelu, optimum. A nasze dziecko ma przecież również jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne cechy. Jak często to uwzględniamy?

Badania wykazały, że nawet niemowlęta mają wrodzoną zdolność kontrolowania wartości kalorycznej pokarmów. Po kilku dniach niejedzenia przychodzi okres lepszego apetytu. Pamiętajmy, że dzieci różnią się zapotrzebowaniem pokarmowym – jedne jedzą więcej, drugie mniej. Są takie, które jedzą zawsze takie same ilości, inne z kolei mają raz większe, raz mniejsze łaknienie i np. opuszczają jeden posiłek, by wyrównać stratę później. Kiedy natomiast zaczynamy zbyt natarczywie ingerować w ten schemat, karmić dziecko bez uwzględnienia naturalnych potrzeb, popełniamy pierwszy i bardzo poważny błąd wychowawczy i pielęgnacyjny – zaburzamy naturalny rytm głodu i sytości malucha.

Niejadek z wyboru

Od momentu, kiedy nasze pociechy zaczynają stawiać pierwsze samodzielne kroki, jedzenie plasuje się dość nisko wśród ich priorytetów. Znacznie ciekawsze wydaje się buszowanie po mieszkaniu. Wtedy to dokonuje się też pewna radykalna zmiana – przejście od karmienia do jedzenia. Wyrastające z niemowlęcego etapu dziecko pragnie przede wszystkim poznawać świat. Nie odczuwa głodu tak silnie, jak poprzednio, może długo wytrzymać bez jedzenia. Szkoda więc tracić czas na zajęcie tak nudne, jak jedzenie zupki, która jest ciągle taka sama.

Istotny jest też fakt, że zmiana pokarmów z płynnych na stałe powoduje zmniejszenie ilość jedzenia spożywanego przez nasze pociechy. Dlaczego? Pokarmy stałe są bardziej kaloryczne niż te płynne, więc można ich zjeść mniej. Np. talerz zupy mlecznej równa się np. niewielkiej kromce chleba z masłem i małemu kubkowi kakao.

Między drugim a trzecim rokiem życia nasze maleństwo uświadamia sobie swoją odrębność i niezależność. Za tym w ślad idzie też inna umiejętność – mówienie „nie”. Większość dzieci przechodzi okres totalnej negacji. Powinniśmy natomiast uszanować tą ich potrzebę samodzielności i możliwości decydowania o sobie. W tym przypadku w kwestii jedzenia.

W sieci przyzwyczajeń

Rodzice pielęgnują w dziecku wiele przyzwyczajeń. Sami przechodzimy do porządku dziennego nad fanaberiami jedzeniowymi, mimo że nas to męczy. Normalnym staje się fakt, że większość czasu poświęcamy na dokarmianie. I do tego przyzwyczajamy dziecko. Przeżywamy katusze, kiedy nasza pociecha odmawia jedzenia i wtedy popełniamy klasyczny błąd – ruszamy w pogoń za maluchem z łyżeczką w jednej, a miseczką w drugiej dłoni. To niedopuszczalne, może tylko pogorszyć sprawę. Im silniejsza indywidualność buntującego się dziecka, tym reakcja bardziej gwałtowna. Próby przełamania tego oporu kończą się zawsze jednakowo – niechęcią do jedzenia. Przestaje być ono zaspokojeniem naturalnej potrzeby, a staje się przykrością. Od tej pory widok butelki, łyżeczki, czy nawet stołu staje się sygnałem, że oto zbliża się czas walki, czas próby między nami a dzieckiem. Dzieci nastawione na walkę przestają mieć apetyt, a często czują wstręt do jedzenia.

Większość dzieci bardzo lubi słodkie przekąski, coś do chrupania. Zdarza się, że często nasz maluszek podgryza je między posiłkami i nie widzimy w tym nic specjalnie niewłaściwego, bo przecież tak mało je… Otóż dzieci uważane za niejadki często podjadają między posiłkami, a przekąski nasycają je i nie mają potem ochoty na normalny obiad czy kolację.

Bieganie za dzieckiem z talerzykiem, przekąski między posiłkami, sprawiają, że jedzenie nie kojarzy się maluchowi ani z niczym przyjemnym, ani konkretnym. Starajmy się więc tworzyć z posiłków pozytywne przyzwyczajenia, pewnego rodzaju rytuały. Kiedy głód nie jest już dla dziecka tak wielką siłą motywującą do jedzenia jak wcześniej, możemy pomóc mu w dostrojeniu się do zaspokajania tej potrzeby fizycznej poprzez przyzwyczajanie do regularnego rytmu posiłków.

„Samolocik leeeeeci…”

Często stosujemy wobec naszego dziecka pewną formę oszustwa. Odwracamy jego uwagę od jedzenia np. bawiąc się w „samolocik” („leci łyżeczka do buźki” itp.) lub włączając telewizor w czasie posiłku. Przyzwyczajamy je do tego, że jedzenie to czas zabawy. Poprawi to jego zachowanie na krótką chwilę, a poza tym nie nauczy, ani nie zmieni niczego. Wprowadzajmy raczej zasadę, że każdy posiłek ma swój początek i koniec. Nie należy przetrzymywać dziecka nad niedojedzoną potrawą aż wszystko zniknie z talerza. Posiłek kończymy, gdy dziecko przestaje jeść. Bezwzględnie.

Podsumowując…

•    Słuchajmy, co dziecko ma nam do powiedzenia i działajmy zgodnie z jego naturalnymi, fizycznymi potrzebami, a nie według własnego wyobrażenia, jak być powinno.

•    Nasz maluch je tyle, ile potrzebuje do normalnego funkcjonowania.

•    Nie skradajmy się za nim z jedzeniem, bo to tylko pogarsza sprawę.

•    Strasznie dziecka „panem”, czy lekarzem, jeśli nie zje całej porcji szybko obróci się przeciwko nam – spowoduje, że jedzenie będzie mu się kojarzyło z przykrością.

•    Jeśli nasz maluch nie zjada całego posiłku, a lubi przekąski w ciągu dnia – nie ma powodu do zmartwienia. Podawajmy mu takie, które są zdrowe i pożywne, i proponujmy je jako coś specjalnego.

•    W trakcie zabawy nie jemy, a podczas posiłków nie bawimy się.

•    Im spokojniej będziemy reagować na zmniejszone łaknienie, im bardziej zawierzymy maluchowi, tym mniej niepokoju o niego będzie w naszym życiu.

•    Każda choroba może obniżać apetyt – także u nas, dorosłych.

•    Jeżeli „niejadek” jest zdrowy, wesoły, żywy i energiczny, to nie ma powodów do niepokoju, drodzy Rodzice.

Urszula Jaszczuk – pedagog, terapeuta

playdoh_ego