Obowiązki przedszkolaka

– Obecnie dzieci mają mniej obowiązków i więcej praw – oto najczęstsza odpowiedź dorosłych na pytanie, co zmieniło się w zasadach wychowywania dzieci od czasów, kiedy sami byli w tej właśnie roli. Zazwyczaj gdy zapytać dalej:
– Czy to źle? – tu także dorośli są zgodni:
– Dobrze, że dzieci mają wiele praw, bo są tak samo ważne jak starsi, ale te obowiązki… Choć uważam, że obowiązki są dzieciom potrzebne, to nie umiem ich wyegzekwować.
– Właśnie. Moje dzieci nie muszą nic robić w domu, byle tylko chodziły do szkoły i miały dobre stopnie, a one nawet i tego nie robią…

O co zatem z tymi obowiązkami chodzi? Co dzieje się z dziećmi, które podejmują obowiązki i z takimi, które nie muszą tego robić? Od kogo to zależy? Uporządkujmy te kwestie.

Czym są obowiązki?

To po prostu zadania wykonywane systematycznie i zgodnie z prośbą, regułą, instrukcją. Pod tym hasłem kryją się zatem różne codziennie podejmowane przez dorosłych i dzieci działania, służące sprawnemu zorganizowaniu życia osobistego i społecznego.

Wspólną cechą różnych obowiązków jest to, że są one ukierunkowane na osiągnięcie konkretnego celu, do którego drogę wyznacza wykonanie serii określonych czynności. Ponieważ ów proces bywa często powtarzalny i żmudny, traktujemy go z czasem jako rodzaj przymusowej, nieatrakcyjnej pracy i zaczynamy na stałe kojarzyć z uczuciem niechęci.

Co jednak sprawia, że jako dorośli jesteśmy gotowi niechęć przezwyciężyć i po raz nie wiadomo który powtórzyć rytualne, często niezgodne z aktualnymi potrzebami, czynności (chciałoby się jeszcze pospać, a tu trzeba wstać do pracy, chciałoby się posiedzieć w fotelu z książką, a tu mieszkanie „woła” o sprzątanie, chciałoby się…, a tu…)? To świadomość korzyści płynących z efektu, który czeka po wykonaniu tych wszystkich działań (po pracy – wynagrodzenie, po sprzątaniu – przyjemny porządek, po gotowaniu – smaczny posiłek itd.). Efekt ów może jest nieco odległy w czasie, ale wydaje się wart zaangażowania.

Żeby zatem zmobilizować się do wykonania obowiązku, musimy móc wyobrazić sobie jego rezultat, wycenić go i uznać za wartościowy. Czasem opieramy się wycenach wykonanych wiele lat wcześniej, co powoduje, że za każdym razem nie potrzebujemy kalkulować opłacalności wykonania prania, pójścia do pracy czy umycia zębów. Uznajemy to za oczywistość i zapominamy nawet, że kiedyś zastanawialiśmy się nad sensem takich czynności. A jak to jest z dziećmi? Jak one rozumieją obowiązki?

Kilkulatki żyją chwilą i nie myślą perspektywicznie.

Dzieci zanurzone są głównie w świecie teraźniejszości. Zatopione w chwili, w tym co aktualnie robią, płyną z jej prądem. Jedna czynność swobodnie przechodzi w kolejną: rysowanie kredkami zmienia się w układanie wieży z kredek, konstruowanie wieży inicjuje budowanie zamku z klocków, zamek zmienia się w kosmiczny pojazd, klocki z kosmicznego pojazdu stają się nagle torem przeszkód dla malucha, a następnie dla samochodów i już mamy zabawę w wyścigi… Czas płynie, a maluchy w pełni go wykorzystują i przeżywają, nie zakładając zazwyczaj uprzednio konkretnego celu lub bardzo elastycznie traktując swe wstępne założenia (np. z początkowo zamierzonego portretu mamy powstaje portret, ale dziadka).

Po drugie, dzieci dążą do przyjemności, którą czerpią z zabawy.

Jedzenie staje się przyjemnością, gdy można podłubać w nim widelcem, ułożyć kanapki w stosik na talerzu, namalować keczupem buźkę na zapiekance, wypróbować nowy sposób gryzienia, trzymania łyżki czy picia przez słomkę. Sprzątanie staje się przyjemne, gdy trwają wyścigi we wrzucaniu klocków do pudełka, zabawki można porozwozić na ich miejsce ciężarówką-wywrotką, a mycie rąk dostarcza okazji do zrobienia dużej ilości piany.

A gdzie tu obowiązki, takie, jak je widzą dorośli?

No właśnie – nie ma. Umysł dziecka nie jest ich w stanie po prostu pojąć. Motywacja kilkulatków do działania płynie z aktualnie przeżywanej przyjemności, nie zaś wizji tego, co można osiągnąć dzięki pracy, w bliskiej lub dalekiej przyszłości. Maluchy nie potrafią zatem wyobrazić sobie przyszłego efektu swoich działań (zjedzonego obiadu, posprzątanego pokoju, umytych rąk), dokonać jego wyceny i uznając ów cel za wartościowy sam w sobie, zmotywować się do działania. Nie potrafią, bo taka operacja wymaga abstrakcyjnego myślenia, którym, jak podkreślają twórcy psychologicznych koncepcji rozwoju, człowiek zaczyna się posługiwać dopiero w okresie dorastania (umysł wówczas w pełni dojrzewa i staje się na to biologicznie gotowy).

Czy to jednak oznacza, że dzieci nie powinny mieć obowiązków?

Oczywiście – powinny uczyć się i ćwiczyć wykonywanie rożnych czynności zgodnie z instrukcją dorosłego. Jest to wręcz niezbędny element wychowania. Dzięki takim działaniom dzieci:

• Zapamiętują i utrwalają różne procedury postępowania (jak się sprząta, jak gotuje, jak organizuje pracę itp.) i będą z nich mogły korzystać w przyszłości.

• Uczą się czerpać wiedzę z doświadczenia starszych – to umiejętność niezbędna w edukacji przedszkolnej, szkolnej i zawodowej, gdzie, niezależnie od wieku, będąc w roli ucznia musimy umieć uczyć się od swoich nauczycieli.

• Po trzecie zaś, dzięki wykonywaniu różnych „obowiązków”, dzieci zyskują, kluczową w kształtowaniu poczucia wartości, aprobatę rodziców lub pewne konkretne przywileje: Pościeliłem to łóżko dla ciebie tatusiu. Poskładałam rzeczy do szafy dla ciebie mamusiu. Posprzątałam klocki do pudełka, czy teraz mogę obejrzeć bajkę? Umyłem porządnie ręce, czy mogę dostać teraz ciasto?

Jak zatem uczyć kilkulatki wykonywania obowiązków? Oto kilka pomysłów:

• Przez przeorganizowanie obowiązku w zabawę (np. sprzątanie jako wyścigi, zaprogramowanie dziecka jako robota do ścielenia łóżka).

• Przez przedstawienie dziecku konkretnych, pożądanych przez nie i natychmiastowych przywilejów, jakie może zyskać dzięki wykonaniu zleconej czynności (np. kiedy umyjesz ręce, będziesz mógł zjeść ten kawałek ciasta).

• Przez przedstawienie znaczenia wykonania danej czynności dla rodzica (np. posłuchaj, to dla mnie ważne, żebyś teraz pościelił łóżko. Zależy mi na tym, byś zrobił to teraz) i pochwalenia dziecka za wykonanie polecenia. Uważajmy przy tym jednak by nie wywoływać poczucia winy, mówiąc np. mamusia będzie szczęśliwa, gdy posprzątasz te klocki.

• Pamiętajmy też, aby formułować swoje polecenia konkretnie i pojedynczo (Teraz włóż klocki do pudełka… Teraz ułóż duże książki na półce… Teraz włóż kredki do szuflady…), zwracając się przy tym bezpośrednio do dziecka, tzn. patrząc na nie i prosząc by popatrzyło na nas.

I to już wystarczy? Sprawdźcie. Powodzenia!

Marta Kochan-Wójcik – psycholog, terapeuta rodzinny

playdoh_ego