Agnieszka Imbiorkiewicz: Porozmawiajmy dziś o modelu wychowania bez nagród i kar. Najczęściej rodzice zadają sobie pytanie: „Czy dobrze wychowuję swoje dziecko?” w sytuacjach trudnych, konfliktowych. Wyjaśnijmy, proszę, kiedy zachowanie dziecka stanowi dla rodzica problem? Co wtedy może się dziać?
Natalia Dorna: Zachowanie dziecka stanowi dla rodzica problem, gdy stoi w opozycji do jego potrzeb. W sposób naturalny w takiej sytuacji pojawiają się u rodzica mniej lub bardziej silne emocje negatywne, np. rozdrażnienie, frustracja, niezadowolenie, złość, niepokój, strach. Rodzice decydujący się na konfrontację z dzieckiem często w sposób nieadekwatny, niejasny wyrażają to, czego doświadczają z powodu jego zachowania, np. oceniają swoje dzieci („Jesteś niegrzeczna”), rozkazują im („Przestań się tak zachowywać!”), grożą karą („Jak natychmiast nie przestaniesz, to…”), przekupują nagrodą („Jak posprzątasz, będziesz mógł…”), odwracają uwagę („Zobacz, kotek.”). Takie reakcje rodziców z kolei prowadzą do wywołania negatywnych emocji u dzieci. Czasami emocje te skłaniają dzieci do nieposłuszeństwa wobec rodzica (np. dziecko rozzłoszczone negatywną wypowiedzią na swój temat nie sprząta książek, choć w gruncie rzeczy nie miało nic przeciwko ich posprzątaniu), czasem emocje te prowadzą do posłuszeństwa wobec rodzica wbrew woli dziecka (np. ze strachu przed karą dziecko przestaje skakać, choć tak naprawdę chciało kontynuować przyjemne dla niego zachowanie). Niezależnie od tego, czy dziecko zmienia swoje zachowanie, czy nie, negatywne emocje „podpięte” pod komunikat pozostają.
AI: Zatem w jaki sposób rodzice powinni wyrażać sprzeciw wobec nieakceptowanych zachowań malucha?
ND: Relacjonując, jakie skutki ma dla nich określone zachowanie dziecka i w związku z tym, jakie w nich budzi emocje. Rodzic może np. powiedzieć: „Martwię się, gdy zostawiasz zabawki na podłodze, ponieważ mogę na nie nadepnąć i będzie mnie bolało”. W tak sformułowanym komunikacie rodzic nie wypowiada się na temat dziecka, mówi o sobie i doświadczanym przez siebie problemie. Łatwiej jest dziecku odnieść się do takiego komunikatu przychylnie, ponieważ nie jest dla niego zagrażający.
AI: A teraz nieco inna sytuacja: nasze dziecko ma problem. Jakie mogą być tego symptomy?
ND: Zależy to między innymi od rodzaju i skali problemu doświadczanego przez dziecko, od indywidualnych predyspozycji dziecka, a także od tego, jak na problem zareagują dorośli. Najbardziej bezpośrednimi przejawami będą zapewne niewerbalne i werbalne wyrazy emocji: złości, smutku, strachu – od najbardziej dyskretnych (jak np. drobne zmiany w wyrazie twarzy, tonie głosu) do najbardziej spektakularnych (słynne „wybuchy złości” z krzykiem i tarzaniem się po podłodze). Jeśli problem nie zostanie rozpoznany przez opiekunów i nie zostanie dziecku udzielona pomoc lub reakcje dorosłych na problem będą nieprawidłowe (np. rodzice będą zaprzeczać uczuciom dziecka, obwiniać je za powstałe trudności, ignorować ekspresję emocji, zawstydzać lub karać za nie zawsze łatwe do zaakceptowania sposoby malucha na komunikowanie o swoich przeżyciach), może o sobie dawać znać w mniej bezpośrednich i w związku z tym trudniejszych do odczytania przejawach, takich jak: zmiany w zachowaniu (np. dziecko staje się agresywne, wycofane), trudności z jedzeniem, spaniem, załatwianiem się. W takich sytuacjach często samemu rodzicowi trudno jest dojść, co się dzieje z dzieckiem, z jakimi trudnościami się ono zmaga. Warto wtedy skorzystać z profesjonalnej pomocy.
AI: Wyjaśnijmy jeszcze, w jaki sposób rodzice powinni prawidłowo reagować na trudności zgłaszane im przez dziecko?
ND: Przede wszystkim zgodnie z tym, czego potrzebuje w danej chwili nasze dziecko. Jeśli dziecko potrzebuje kontaktu fizycznego – kontakt taki mu zapewnić, jeśli rozmowy nazywającej i porządkującej przeżycia – rozmowę taką zaoferować, jeśli obecności w milczeniu – milczeć. Ważne jest, by w swojej odpowiedzi podążać za dzieckiem, być uważnym na to, co dziecko nam sygnalizuje, np. dziecko w pierwszej chwili może nie chcieć być przytulane, głaskane, może nawet odpychać rodzica, po pewnym czasie pragnie jednak jego obecności, wsparcia. Może także być odwrotnie: w pierwszej chwili dziecko „przeciążone”, „przeładowane” napięciem emocjonalnym pragnie część z tego, co przeżywa, komuś oddać, powierzyć. Odciążone przez empatyczną reakcję opiekuna może chcieć dalej samodzielnie stawić czoła przeżywanej trudności. Warto także pamiętać, że dzieci mogą doświadczać wobec nas, rodziców, pewnej ambiwalencji. Chcą wsparcia, bliskości i jednocześnie odsyłają nas z pokoju lub same „uciekają”, „chowają się”. Z takimi uczuciami także łatwiej będzie dziecku sobie poradzić, jeśli zostaną nazwane i zaakceptowane, gdy przyzwolimy na ich przeżywanie.
AI: Czy nie istnieje ryzyko, że jeśli będziemy empatycznie odpowiadać, np. na wybuchy niezadowolenia czy frustracji naszych kilkuletnich pociech, utrwalimy w nich taki silny sposób reagowania emocjonalnego?
ND: Akceptacja dla przeżyć dziecka nie oznacza przyzwolenia na niepożądane (np. agresywne) sposoby komunikowania o tych przeżyciach. Rodzic jak najbardziej może (i powinien) postawić granicę takiemu zachowaniu, np. wyrazić brak akceptacji dla ujawniania złości przez bicie, krzyk czy rzucanie przedmiotami („Nie zgadzam się na bicie”). Nie powinien jednak na tym kończyć interakcji z dzieckiem. Problem – choć wyrażony, „opowiedziany” przez dziecko w tak nieelegancki, czy wręcz niedopuszczalny czasami sposób – pozostaje nierozwiązany i dziecko nadal potrzebuje pomocy w uporaniu się z nim. Dokładnie takiej samej pomocy, jak wtedy, gdy ujawnia swoje kłopoty w milszy dla ucha rodzica sposób. Rolą rodzica w omawianej tu sytuacji jest zatem pokazać, jak nie będziemy rozmawiać o problemie, jak nie będziemy się nim zajmować (np. niszcząc zabawkę, bijąc innych) i czym ten nieakceptowany sposób zastąpić (rozmową, werbalną ekspresją emocji, rozpoznaniem problemu i rozwiązaniem go). Pamiętajmy też, że dziecku w silnym wzburzeniu bardzo trudno „utrzymać się” w granicach wyznaczonych przez rodzica. Wyrażona czy przypomniana przez opiekuna reguła: „nie bijemy, nie kopiemy” (pomimo najlepszych chęci malucha) może okazać się w dużych emocjach bardzo trudna do wypełnienia. Zadaniem rodzica jest zatem postawić granicę i jednocześnie pomóc dziecku jej nie przekraczać (przez udzielenie wsparcia w powrocie do równowagi emocjonalnej).
AI: Jak możemy pomóc maluchowi w samodzielnym rozpoznaniu i rozwiązaniu problemu?
ND: Nie rozwiązując problemu za dziecko, ale i nie zostawiając dziecka samego z problemem. Do rozwoju samodzielności naszych pociech nie przyczynia się ani załatwianie spraw za nie („Daj, mama ci to naprawi, zbuduje, narysuje…”), ani odsyłanie ich, „popychanie” w samodzielność, zaradność życiową („Taki duży chłopiec, jak ty, nie poradzi sobie z tym?”). Nasza reakcja powinna być dostosowana do tego, co dzieje się z dzieckiem w chwili przeżywania problemu. Dziecko jest wtedy zazwyczaj „zalane” przez emocje i one właśnie utrudniają mu klarowne rozeznanie, co stanowi dla niego trudności i jak może sobie z ową trudnością poradzić. Empatyczna odpowiedź rodzica, nazywająca i akceptująca uczucia, pomaga dziecku ochłonąć. Kiedy dziecko jest spokojne często bez większej trudności (i ku zaskoczeniu rodzica) potrafi bardzo precyzyjnie określić, jakie zdarzenie leży u podłoża doznawanych emocji, jakie jego potrzeby zostały przez owo zdarzenie zablokowane i co można zrobić, by sytuację zmienić.
Oczywiście nasza reakcja powinna być dostosowana do możliwości i kompetencji dziecka, a także wagi zgłaszanego problemu. Na przykład: gdy dziecko jest małe, rodzic jest tym, który nazywa, porządkuje przeżycia, pomagając w ten sposób w redukcji napięcia i w zidentyfikowaniu źródła emocji. Jest także tym, który wymyśla rozwiązanie problemu i tym, który owo rozwiązanie „wprowadza w życie”. Gdy dziecko jest starsze, rodzic może zadbać o ukojenie dziecka. Z „czystą”, „jasną” głową dziecko często samo jest w stanie adekwatnie rozpoznać i rozwiązać swój problem. Jak wspomniałam, rodzic zawsze musi także uwzględniać „kaliber” problemu. Są problemy, w których dziecko jak najbardziej może ćwiczyć swoją samodzielność (rozpadające się wieże z klocków, zagubione przytulanki, połamane zabawki, odwołane wycieczki przedszkolne, konflikty w piaskownicy, trudne, poranne rozstania, niechciane prezenty urodzinowe). Czasami dzieci zgłaszają trudności wymagające zaangażowania i opieki rodzica na wszystkich etapach procesu (np. nieprawidłowe zachowania innych dorosłych wobec dziecka). Rozwiązanie tych problemów daleko przekracza kompetencje i możliwości małego dziecka, jest ono wobec nich bezradne, rolą rodzica jest tu wzięcie pełnej odpowiedzialności za problem.
AI: Dlaczego wymuszanie uległości karami i nagrodami może mieć negatywne skutki?
ND: W literaturze możemy odnaleźć bardzo wiele negatywnych konsekwencji stosowania nagród i kar w wychowywaniu dzieci. Nie sposób wymienić tu wszystkich. Podstawowym skutkiem zastosowania nagrody lub kary w sytuacji konfliktu będzie po prostu przegrana dziecka. Dziecko zmuszone zostaje do przyjęcia rozwiązania stojącego w opozycji do jego potrzeb (np. posprzątania, zjedzenia posiłku, powrotu z podwórka, zakończenia kąpieli, samodzielnego zasypiania). Musi to w nim wywołać emocje negatywne, które prędzej czy później dadzą o sobie znać. Inną ważną konsekwencją stosowania takich oddziaływań jest „popychanie dziecka do egoizmu”. Dziecko przestraszone karą lub skuszone nagrodą nie zmienia przecież własnego zachowania w kierunku pożądanym przez rodzica ze względu na jego potrzeby. Zmienia je, by otrzymać coś korzystnego dla siebie (lizaka, ciasteczko, dodatkową bajkę w telewizji) lub uniknąć czegoś dla siebie nieprzyjemnego (np. izolacji w postaci tradycyjnego „stania w kącie” lub nowoczesnego „siedzenia w odosobnieniu w celu przemyślenia własnego postępowania”). Jeśli kara nie jest dla malucha wystarczająco „odpychająca” lub nagroda wystarczająco „pociągająca”, zachowania swojego nie zmieni. Dziecko uczy się także bardzo szybko stosować tę „technikę wychowawczą” wobec innych, w tym własnych rodziców. Miejsce komunikatu: „jeśli zjesz, dostaniesz cukierka” zajmuje komunikat: „jeśli dostanę cukierka, zjem”.
Dla mnie najsmutniejszą konsekwencją stosowania „kija i marchewki” jest komunikat, jaki otrzymuje karane i nagradzane dziecko na temat swojej osoby. Tym komunikatem jest brak zaufania do dziecka, tak jakby rodzic mówił: „W sytuacji konfliktu nie można się z tobą dogadać, porozumieć. Trzeba ciebie przekupić nagrodą lub zagrozić ci karą, byś potrzeby innych uwzględnił w swoim postępowaniu.” Myślę, że to jeden z trudniejszych przekazów, jakie dziecko może otrzymać od rodzica, komunikat braku zaufania, braku wiary w dobroć, empatię dziecka.
AI: Jak rozwiązywać konflikty metodą „bez pokonanych”?
ND: Konflikt jest sytuacją, w której spotykają się dwa problemy: problem dziecka i problem rodzica. Dla dziecka nie do zaakceptowania jest to, czego oczekuje od niego rodzic (np. „pójścia do łóżka”), dla rodzica nie do przyjęcia jest to, czego oczekuje dziecko (np. „przeczytania kolejnej książeczki na dobranoc”). Każda ze stron „obstaje przy swoim” z bardzo ważnych dla niej powodów. Rodzic domaga się zakończenia wieczornych przyjemności, bo np. czeka na niego „góra innych obowiązków” lub „pada ze zmęczenia”. Dziecko upiera się „przy jeszcze jednej bajce”, bo np. stęsknione za rodzicem nie nasyciło się jeszcze jego obecnością lub potrzebuje bliskości fizycznej dorosłego, by móc wyciszyć się i zasnąć. Rozwiązywanie konfliktów metodą „bez pokonanych” opiera się na zdefiniowaniu konfliktu w kategoriach potrzeb, nie rozwiązań. Jeśli pozostajemy na poziomie rozwiązań, któraś ze stron musi przegrać, musi zostać pokonana. Nie sposób bowiem jednocześnie „pójść spać” i „nie pójść spać”. Omawiane podejście zakłada uszanowanie, uwzględnienie zarówno potrzeb dziecka, jak i potrzeb rodzica, wspólne rozpoznawanie owych potrzeb i wymyślanie rozwiązania pozwalającego na ich zaspokojenie.
AI: Jakie mogłoby być rozwiązanie wspomnianego wyżej „konfliktu wieczornego”?