Zrozumieć język dziecięcych potrzeb


Jak niemowlę czuje siebie i świat?

Dziecięcy organizm to źródło niezliczonych wrażeń. Zaraz po narodzinach ciało maluszka reaguje głównie na to, co dzieje się w jego wnętrzu: gdy doświadcza dyskomfortu – spowodowanego uczuciem głodu, pragnienia, bólu lub zmęczenia – noworodek zaczyna płakać i staje się niespokojny, a gdy przychodzi fala przyjemnego zaspokojenia – ukojony usypia. Od drugiego miesiąca życia organizm stopniowo przestraja swą wewnętrzną antenę na świat zewnętrzny i dzięki możliwości korzystania z coraz sprawniejszych zmysłów dostrzega powoli otoczenie. Niemowlę coraz częściej przekręca główkę w kierunku pochylonej nad nim twarzy mamy, przygląda się jej, słucha głosu, czuje dotyk, porusza się, smakuje mleko podczas karmienia lub ssie trzymaną w buzi grzechotkę.

Mimo możliwości odbioru tak wielu wrażeń, przez kolejne miesiące, a nawet lata, umysł maluszka nie będzie potrafił jeszcze tych doznań rozpoznać, zrozumieć, nazwać, ani też właściwie na nie zareagować. To zadanie od początku spoczywa na rodzicach. To mama i tato muszą pierwsi poznać język, jakim posługuje się ciało dziecka i umieć określić, czy płaczące lub niespokojne niemowlę domaga się teraz jedzenia, uśpienia, przewinięcia, przytulenia, pogłaskania…

Jak rodzic uczy się języka niemowlęcia?

Z pewnością na początku jest to trudne, wymaga czujności i dużej wrażliwości opiekuna. Z pomocą przychodzi też wiedza i ogólnie przyjęte rytuały pielęgnacyjne (np. to, że karmienie i przewijanie noworodka odbywa się średnio co trzy godziny pomiędzy jego drzemkami, a kąpiel raz dziennie, lub co dwa dni, wieczorem). Kierując się takimi wytycznymi rodzice dołączają do nich codziennie obserwacje indywidualnych upodobań swojej pociechy i w ten sposób są w stanie coraz lepiej rozpoznawać lub przewidywać czego maluszkowi będzie za chwilę brakowało.

Oczywiście czasem zdarzają się pomyłki: niemowlę płacze, bo boli je brzuszek lub jest mu za gorąco, a rodzice w odpowiedzi zaczynają je karmić, bo zbliża się właśnie pora jedzenia. Jednak w takich wypadkach opiekunowie zwykle po chwili orientują się, że ich działanie jest nieskuteczne – maluch nadal jest niespokojny i płacze – wypróbowują zatem inną strategię, aż do uzyskania pożądanego efektu – gdy dziecko uspokoi się, będzie zadowolone lub spokojnie zaśnie.

Od rozpoznawania potrzeb do budowania zaufania

Wielokrotnie powtarzający się każdego dnia proces: zauważenie dziecięcej potrzeby, jej właściwe rozpoznanie i zaspokojenie, stanowi w efekcie pierwszy krok w nawiązywaniu relacji – kształtowaniu emocjonalnej więzi – rodzica i jego pociechy. W ten sposób niemowlę uczy się też na głębszym poziomie, czy jest przez opiekunów akceptowane i czy może im zaufać. Ta powstająca więź będzie z jednej strony łączyła na kolejne lata rodzica i dziecko, a z drugiej zaś – stanie się dla malucha swoistym wzorcem patrzenia na innych ludzi w świecie: „Czy ludziom w ogóle można ufać? Czy można na nich liczyć? Czy w chwilach potrzeby warto prosić ich o pomoc? Czy ta pomoc zostanie udzielona? Czy wśród ludzi mogę się czuć bezpiecznie?”. Odpowiedzi na te właśnie bazowe pytania decydują zatem o tym, jak jako dzieci, a potem jako dorośli, będziemy kształtowali kontakty z innymi ludźmi – w tym kontakty z bliskimi nam osobami: przyjaciółmi, życiowymi partnerami i własnymi potomkami.

Znaczenie dostrojenia

Jeśli pierwszy krok w budowaniu zaufania pomiędzy rodzicem a dzieckiem to właściwe rozpoznanie dziecięcych potrzeb i ich zaspokojenie, jaki jest krok drugi? Jest nim „dostrojenie”, czyli dostosowanie tonu głosu opiekuna, delikatności dotyku, ruchu rąk i wyrazu twarzy do wykonywanej czynności. Okazuje się, że ów drugi element relacji nie tylko znacząco wpływa na kształtowanie zaufania, jakim dziecko w przyszłości może obdarzać innych ludzi, ale także buduje ufność wobec samego siebie i wobec tego, co w danym momencie przeżywa. Jak to możliwe?

Jak działa rodzicielska czułość?

Doświadczenia głodu, zmęczenia, smutku lub zagrożenia to przeżycia raczej nieprzyjemne i skłaniające organizm do podjęcia działań, by ów stan zamienić w zaspokojenie lub komfort. Jako dorośli nie tylko potrafimy te stany rozpoznać i wiemy jak im zaradzić (zazwyczaj też potrafimy to zrobić), ale umiemy często przewidzieć kiedy się zakończą i wyobrazić sobie jak to jest gdy głód, ból, czy pragnienie już nie będzie dokuczało. Mamy zatem schemat umożliwiający rozpoznanie, podjęcie działania i nadania perspektywy czasowej przykrym doznaniom.

Proces odbioru i analizy wrażeń płynących z ciała, jakich doświadcza osoba dorosła, ilustruje poniższy rysunek:

Niemowlę natomiast, pozbawione jeszcze wiedzy i doświadczenia, nie posiada żadnej z umysłowych struktur służących opisaniu i zinterpretowaniu doznań płynących z ciała. Każdy zatem dyskomfort, niezależnie od jego źródła: czy to odzywający się w brzuszku głód, piekąca pupa, boląca po szczepieniu rączka itd., odbierany jest przez mózg dziecka jako podobny rodzaj niezróżnicowanego pobudzenia, który trwa i coraz bardziej rozlewa się po całym ciele. A ponieważ maluszek, w przeciwieństwie do dorosłych, nie pamięta przeszłości (gdy np. było mu komfortowo), ani też nie umie pomyśleć o przyszłości (i wesprzeć się zdaniem: „przykry stan kiedyś przecież się skończy”), odczucie dyskomfortu zdaje się trwać wiecznie, wywołuje zrozumiałe przerażenie oznajmiane krzykiem i płaczem tak głośnym, tak przeraźliwym, jakby dziecko walczyło o życie.

Przywrócenie niemowlęciu fizycznego komfortu (nakarmienie, przewinięcie, podanie lekarstwa lub środka przeciwbólowego), służy zatem likwidacji przykrości, zaś czuły głos, dotyk i spojrzenie opiekuna – będą koiły narastające przerażenie, jakie pojawia się podczas tej, niezrozumiałej z perspektywy malca, sytuacji. W efekcie dziecko może stopniowo uczyć się, ze nie ma nic strasznego w doświadczaniu przykrych stanów niezaspokojonych potrzeb i można na nie w bezpieczny sposób reagować. Oto ilustracja przebiegu tego procesu:

Jakie ma to znaczenie dla przyszłego rozwoju maluszka? Po takim właściwie przeprowadzonym przez rodziców treningu, doświadczanie różnorodnych stanów płynących z ciała staje się dla dziecka bezpieczne i traktowane jest w przyszłości jako wskazówka zapoczątkowująca samodzielny proces przywracania wewnętrznej równowagi. Kiedy zatem organizm dostarczy nowych wrażeń, dorosły będzie potrafił je właściwie rozpoznać, nazwać („jestem zły, smutny, głodny, zmęczony, boję się”), określić ich źródło i w efekcie wiedzieć jak im skutecznie zaradzić lub jak w nich wytrwać. Powiemy wówczas, że taki człowiek potrafi się kontrolować, a jego zachowania są dla osób w otoczeniu zrozumiałe i przewidywalne.

Co jednak dzieje się, gdy rodzicielskie reakcje stają się niedopasowane do dziecięcych potrzeb, albo brakuje w nich dostrojenia? Kiedy skutkuje to stanem wojny z własnym ciałem? I o czym jeszcze powinniśmy pamiętać, by budować w naszych pociechach bazowe zaufanie? O tym w kolejnej części opracowania.

Marta Kochan-Wójcik – psycholog, terapeuta rodzinny