Pierwsze potyczki z matematyką

„Mamo, ile to dwa i dwa? Tato, a trzy to więcej niż cztery? Babciu, czy pięć to dużo?…” Kiedy nasze dziecko zaczyna zadawać pytanie za ile dni będzie niedziela i ile jest cukierków w torebce, kiedy zaczyna mu brakować paluszków, żeby określić ilość zjedzonych pierogów, to znaczy, że powoli, w małym umyśle włącza się matematyczne myślenie. Naturalna potrzeba policzalności otaczającego świata jest bardzo silna i na pewnym etapie rodzic zostaje zasypany pytaniami typu: „ile to jest?”, „a czy to mało, czy dużo?”, albo „a siedem to ile?” itp. Niektóre dzieci w błyskawiczny sposób opanowują świat liczb i bezbłędnie potrafią przyporządkować wskazanym ilościom odpowiednie znaki graficzne. Inne nie są zainteresowane tym, dlaczego pies ma cztery łapy, a wrona skacze na dwóch. Proszę się nie niepokoić, nie ma to wpływu na późniejszy przebieg kariery szkolnej. Wyraźna niechęć do wiedzy matematycznej przejawia się w wieku znacznie późniejszym, kiedy to dla zilustrowania świata używa się liczb wielocyfrowych, a działania wykroczą daleko poza 2+2=4.

Zdarza się jednak, że nasze dziecko opornie wkracza w świat matematyki i nawet proste pytanie: „kto ma więcej nóg, ty czy stół?” staje się problemem. Wyliczenie wszystkich stołowych odnóży, nazwanie ich kolejno: jedna noga, druga noga (….) czwarta noga i podsumowanie słowami: stół ma cztery nogi, dla dziecka jest abstrakcją. Noga to przecież noga, pierwsza, czy czwarta nie robi różnicy, a tym bardziej ich liczba nie robi wrażenia.

Kiedy usiłowałam zachęcić sześcioletnią Basię do zadumy nad ilością kocich łapek, to usłyszałam, że kotki mają zawsze cztery łapki, chyba, że mówimy o jakimś chorym kotku, to może łapkę schował. Basia nie wydawała się zaciekawiona światem liczb, a podstawowe pojęcia dotyczące mniejszości – większości były jej obojętne. Jaka to różnica, czy dostanie mniej, czy więcej cukierków niż brat, przecież jak ona swoje zje to poprosi i dostanie jeszcze kilka. Motywowana tym, że dostanie, jak powie ile konkretnie cukierków chce – zacinała się i rezygnowała z dodatkowej porcji słodyczy. Unikała zwrotów np. „druga strona”, „pierwsza truskawka”. Wolała stosować opisy przedmiotów i zjawisk, omijając wszystko to, co może wiązać się z konkretną ich ilością, lub wielkością!

Na pomoc przyszły nam gry planszowe, w których należy posługiwać się sześcienną kostką. Grać i wygrywać – to jest to! Ale żeby wziąć udział w grze trzeba wiedzieć, że wygrywa większa liczba oczek. W ten oto prosty sposób Basia została zmuszona do wkroczenia w świat matematyki…

Początki zabaw z matematyką

Nikt nie twierdzi, że trzy- czy czterolatek musi od razu znać tabliczkę mnożenia. Ale w zabawie z pięciopalczastą pacynką może spróbować wskazać, która postać-paluszek jest pierwsza, a która druga, czy ile dziecko ma paluszków u rączek. Pewnie, że w tym wieku dziecko nie kojarzy jeszcze cyfry z ilością, ale takie proste zabawy są podstawą do późniejszych zmagań z matematyką.

Pięciolatka można zachęcać już do zabaw z figurami geometrycznymi. Układania śmiesznych ludzików z samych kwadratów, kół, czy trójkątów, to doskonała pożywka dla wyobraźni matematycznej. Ogrody z ósemek, samochody z ukrytą w rysunku karoserii cyfrą cztery, suknia księżniczki zaprojektowana z samych trójek, to tylko kilka zabaw matematycznych, do których możemy zachęcić nasze dziecko, takie preludium do matematyki.

Ciastolinowe cyferki

Jeśli jednak sześciolatek ma problemy z przypasowaniem ilości elementów do liczby i z trudem operuje liczbami z pierwszej dziesiątki, to warto się temu przyjrzeć z bliska i spróbować zabawy w ciastolinowe cyferki.

Jak to zrobić?

•    Należy przygotować kartoniki z szablonami cyfr od 1 do 9 i kilka kawałków kolorowej plasteliny lub ciastoliny.

•    Przy każdym kartoniku kładziemy tyle wałeczków ciastoliny, ile wynosi narysowana cyfra, np. 2 – dwa kawałki, 4 – cztery kawałki

•    Dziecko ma za zadanie wykleić szablony odpowiednią ilością masy.

Ćwiczenie jest rozciągnięte w czasie, ponieważ dziennie możemy wprowadzić dwie, lub trzy cyfry. Później możemy je rozszerzyć o liczby dwucyfrowe i wypełnianie szablonów np. wydzieranką z kolorowego papieru. Ale zawsze liczba elementów wypełniających zarys liczby, musi odpowiadać jej wartości. Jest szansa, że dzięki tej zabawie dziecko znajdzie zależność między liczbą, a jej wartością. Jeśli mimo naszych zachęt, zabaw i ćwiczeń świat liczb i figur pozostanie dla naszego dziecka niepojętą magią, to trzeba będzie się wybrać do specjalisty, pedagoga, który przebada nasze dziecko pod kątem dojrzałości matematycznej.

Pamiętajmy…

Wprowadzając nasze dziecko w tajemnice matematyki zapoznajmy się z kilkoma zasadami, których jako rodzice powinniśmy przestrzegać:

•    Jeśli sami nie byliśmy orłem z matematyki, to nie znaczy, że nasze dziecko również jest antymatematyczne.

•    Nie istnieje pojęcie „niezdolności matematycznej” – istnieje tylko nieodpowiednie podanie materiału, niedostosowane do możliwości dziecka.

•    Predyspozycje do matematyki można odziedziczyć, ale wcale nie trzeba. To nie majątek po przodkach.

•    Zanim powiemy „źle” na widok nieprawidłowo wykonanego zadania, najpierw spytajmy: „jak to zrobiłeś?”, bo inaczej nie znajdziemy miejsca popełnienia błędu i nie zlokalizujemy trudności.

Katarzyna Lewańska-Tukaj – pedagog

playdoh_ego