Jeśli już wspomniałam o teledyskach, to są one dostosowane kolorystyką, kształtami, a nawet szybkością zmieniającego się obrazu do najmłodszego widza. Mam w domu trzyipółlatkę (ale to chyba już dość duży widz) i mogę z przekonaniem stwierdzić, że zdecydowanie młodsze dzieci – jak to jest napisane na opakowaniu – nawet niemowlaki (cóż, może jednak warto chwilę poczekać), poradzą sobie z odbiorem takich filmów.
Piosenki są wyśpiewane dość wolno, wyraźnie – więc zrozumiale, przez sympatyczne dziecięce głosy. Warto też zwrócić uwagę, że są krótkie i zawierają powtórzenia, więc maluchy bardzo szybko zaczynają wypowiadać mniej lub bardziej poprawnie angielskie słowa. Nie przytłacza małego widza nadmiar bodźców, ilość nowych wyrazów, a obraz też nie rozprasza i pozwala skupić się na słowach.
Każdy z bohaterów jest inny, a więc, proszę Państwa, mamy tu: energicznego, pomysłowego, zielonego Zooma; specjalistę od liczenia do trzech, uczuciowego, czerwonego Ring Ringa; kochającego przyrodę wielbiciela ogrodów, niebieskiego Splish Splasha i porządnickiego, pilnego i przypominającego o ważnych sprawach, żółtego Tick Tocka. Dzieci mogą znaleźć pośród „robaczków” i ich cech własne odbicia, co sprawia, że szybko zaczynają przyjaźnić się z bohaterami.
Baby Beetles w sposób nieinwazyjny, bez nadęcia i nastawienia na mega efekty, zaznajamiają najmłodsze dzieci z językiem obcym. Powoli wprowadzają malucha w świat angielskiego, przyzwyczajają do brzmienia słów. Nagranie na CD pozwala na słuchanie piosenek żuczków nie tylko w domu, ale np. w czasie jazdy samochodem. Sami będziecie zadziwieni, jak szybko wpadają w ucho i na jak długo pozostają w pamięci poszczególne teksty!
Żuczki dają się lubić i nawet zdeklarowana przeciwniczka nauki angielskiego (lat 3,5) przy drugim wysłuchiwaniu płyty zaczęła śpiewać.
Karolina Zakrzewska
Baby Beetles
Selby Claire
wyd. Agora
wiek: 1+
