Budzenie potworów – O książce „Jak wyhodować potwora – antyporadnik dla rodziców” Hanny Nikodemskiej El Tairy

Autorce udała się dziwna sztuka. Opowiadanie historii klientów/pacjentów jest w literaturze psychologicznej normą, w tym również historii smutnych, bolesnych i co tu dużo mówić – dołujących (chociażby słynni „Toksyczni rodzice” Susan Forward). Zazwyczaj jednak tchną z tych historii nadzieja, współczucie lub sympatia do bohaterów. Nikodemska El Tairy opisywane przypadki przytacza pod etykietą tytułowych „wyhodowanych potworów” i to pierwsze, co mnie zatrzymuje. Tym bardziej, że niejednokrotnie dzieci te potworami wcale nie są, a jedynie przeżyły nieszczęśliwe dzieciństwo. Przypuszczam, że będąc jej klientką, poczułabym się dziwnie.

W pewnym sensie książka jest „karniakiem” dla „złych” klientów – tych spod znaku „i tyle ich widziałam”, „zrezygnowałam z terapii” i „na końcu pewnie wszyscy przegrają”. Autorka zalewa czytelnika historiami nieposłusznych wobec terapeuty, głupich, pełnych złej woli i ślepych rodziców oraz ich zepsutych lub ciężko doświadczanych dzieci (a przy okazji niekulturalnych młodzieńców w restauracji i staruszek w warzywniaku i ogólnie całej masy postaci paskudnych). Przyprawia to sporą dozą narzekań na zwyczaje, żywność i kulturę, które – przytaczane zupełnie serio! – stanowią niesamowitą i właściwie zabawną mieszankę. I tak np. Eskimosi są fajniejsi niż my, bo karmią dzieci piersią przez dwa lata, a Batman nie jest, bo nie umie utrzymać rąk na stole… Kolejny ważny wątek: „Dzisiaj młodzież już nie ta”. Dziewczyny nie umieją usmażyć jajecznicy, siedmiolatki nigdy nie lepiły z plasteliny, nikt nie czyta książek, a w ogóle to wszyscy piją!

Ojejej! Ciśnie się na usta jakiś złośliwy komentarz. Gdy czytelnik dowie się, że przegrywa na starcie, pijąc zwyczajnie krowie mleko, to rzecz jasna nie może już udźwignąć całego zepsucia dzisiejszego świata, które opisano w książce: PlayStation i junk foodów,  wypracowań w Wordzie i talk-show, o niedomaganiach własnej i cudzych osobowości nie wspominając…

Niektóre cechy książki poważnie mnie zaniepokoiły. Autorka z wyrazem dumy przytacza niektóre własne wypowiedzi, które nie tylko nie brzmią profesjonalnie, ale wydaje się wręcz, że psycholog nie może podobnych słów i sformułowań używać. Tym bardziej nie powinien ich zapisywać i powielać, zatwierdzonych tytułem zawodowym. A chociażby takie „a pani dzieci ojca nie mają?” – przy okazji odwiedzin zmęczonej matki, czy „a może chciałbyś się ze mną ożenić i mieć dzieci?” do nastolatka na forum klasy. Albo ocena matek wybierających zajęcia domowe: „zamknięcie się w getcie prania pieluch”. Do tego sarkastyczne komentarze: „po raz kolejny dłonie składają się do oklasków”, „pozostaje nam tylko czarująco się uśmiechać” – oraz powtarzanie historii o walkach znajomych autorki ze złą młodzieżą, bez słowa komentarza na temat jakości ich komunikacji. Bo czy kiedy walczy się ze „złem”, można powiedzieć np. (złośliwie) „czemu się przeniosłaś ze wsi do miasta” do hałasującej sąsiadki? „Stop! To nie tak! Tak nie wolno!” – chce się zareagować na podobne cytaty…

Do tego wiele treści smutnych. O rodzicach, którzy nawet nie hodują potworów, ale zwyczajnie swoje dzieci niszczą: używając ich do zaspokajania własnych potrzeb, tworząc dorosłe niemowlaki, skazując na szpital psychiatryczny czy potworną otyłość. Rodzicach, którzy nie chcą zobaczyć swojej roli „hodowców”, nie chcą współpracować, ani w ogóle zrobić czegoś dla dobra własnych dzieci. Smutno, że terapeuta nie mógł pomóc, bo tak naprawdę nie chcieli oni, aby pomógł. Myślę, że to niełatwe doświadczenia dla samego psychologa i rozumiem potrzebę opowiedzenia o tym. Jednak ta książka nie powinna zostać w taki sposób napisana: to, co w niej wartościowe, ginie w powodzi sarkazmu, narzekania na różne, niezwiązane ze sobą rzeczy i negatywizmu, a skutkiem tego – beznadziei.

To nie jest dowcipny poradnik dla rodziców o tym, jak nie wychowywać, choć mógł takim być. Powiem ostro: to książka dla specjalistów – studium przypadku, opowiadające o ciężarach pracy, frustracji i wypaleniu zawodowym.  

Katarzyna Wozinska – psycholog, filozof; pracuje w „Słowie” – Centrum Rozwoju i Wsparcia Psychologicznego w Poznaniu (www.centrumslowo.pl). Prywatnie żona Jakuba i mama 11-miesięcznego Ignasia.