Darmowe doładowanie


Nie miałam więc żadnych złudzeń, że wypocznę, gdy jechałam z nimi sama na Mazury. Zmiana klimatu, atrakcje w postaci śniadania na łonie natury czy całodziennego pobytu nad jeziorem – po to tam głównie jechaliśmy. Odpoczywanie nie zmieściło się na liście celów do osiągnięcia.
 
I dobrze, bo się przynajmniej nie rozczarowałam. Po dwóch dniach uaktywniła mi się reakcja alergiczna na słowo „mama” wypowiadane w każdym możliwym natężeniu, tonacji i zabarwieniu emocjonalnym. Odliczałam tylko dni, gdy dojedzie do nas głowa rodziny i w końcu z rozkoszą wręcz będę mogła powiedzieć „Idź do taty”.
 
A jednak wróciłam doładowana. Zupełnie niespodziewanie dla mnie samej i w sposób, którego bym nie oczekiwała. Większość czasu spędzaliśmy w towarzystwie mojej przyjaciółki z jej czwórką dzieci oraz szwagra tejże z jego dwójką pociech. Łącznie troje dorosłych i dziewiątka dzieci.
 
To daje mnóstwo kombinacji najróżniejszych sytuacji w ciągu dnia. Sytuacji trudnych, radosnych, śmiesznych, męczących, irytujących i takich z definicji niecenzuralnych. I właśnie obserwowanie innych rodziców w tych sytuacjach było dla mnie kopem energetycznym.
 
Obserwowanie, jak ze spokojem reagują tam, gdzie ja byłabym już kłębkiem nerwów. Jak po raz setny odpowiadają na wkurzające pytania („Czy mogę zrobić siusiu?”), jak pomagają dzieciom się dogadać w sporach, jak organizują im czas oczekiwania na posiłek – aby nie przeszkadzały w jego przygotowywaniu.
 
Podpatrywanie, w jaki sposób – inaczej niż ja – szukają dróg do swoich dzieci i jak im się to udaje. A czasem się nie udaje, i wtedy podglądanie, co z tym faktem poczną. Wreszcie doświadczanie, że jestem zupełnie normalna ze swoim zniecierpliwieniem, zniechęceniem, podirytowaniem związanym z różnymi zachowaniami dzieci.
 
Tak, ja to wszystko znam w teorii. Akceptowanie emocji, zachęcania do współpracy, szukanie rozwiązań, a nawet to, że rodzic też człowiek. Wszystko to jest w mądrych książkach, których mam mnóstwo, i które czytam często i uważnie.
 
Nic jednak nie równa się z kontaktem z żywym człowiekiem, w którym można przejrzeć się jak w lustrze, który inspiruje, podtrzymuje na duchu, który też ma swoje słabości.
 
Nie zrelaksowałam się. Nawet się nie opaliłam, bo słońce nas nie rozpieszczało. W zasadzie chętnie wyjechałabym na parę dni bez dzieci. Ale wyjazd doładował mnie – rodzica i mam nadzieję, że moje dzieci to poczuły.
 
Małgorzata Musiał – z wykształcenia pedagog, z powołania mama Tobiasza (2005), Leny (2008) i Zoi (2011). Pracuje w stowarzyszeniu Rodzina Inspiruje!, prowadząc warsztaty dla rodziców. Entuzjastka noszenia dzieci w chustach, rodzicielstwa bliskości, fanka i realizatorka programu „Szkoła dla rodziców i wychowawców”.