Kocham – dbam o bezpieczeństwo!

– Mrok, prawie ciemno – jedzie rowerem mama i dwie córeczki – jedna siedzi na bagażniku(!), druga – jedzie na rolkach, po ulicy, bez kasku, bez odblasku…

– Chłopcy grają „w nogę” na podwórku, otwarta brama – piłka z impetem wpada na ulicę, a za nią sześciolatek – wprost pod moje koła – na szczęście jechałam rowerem – a co, gdyby to był samochód… ?

–  Południe – plac zabaw, wokół ani jednego drzewa, cienia nie daje kompletnie nic – nawet najmniejsze źdźbełko trawy – 2-3 latek biega beztrosko od zjeżdżalni do huśtawek – tatuś siedzi na ławeczce i piwko popija, a dziecko przegrzewa wszelkie zwoje… skwar doskwiera każdemu…

– Grille na co drugim podwórku – czas „imprezek” i „wyluzowania” – dorośli  spotykają się, by poplotkować, ponarzekać, drinka się napić – dzieci zabierają ze sobą – żeby pobawiły się, pobiegały na powietrzu… Wszystko super – tylko czy te biedne dzieciaki muszą słyszeć, jak podpity tatuś co drugie słowo używa tak znanych i lubianych przez wielu przekleństw? Nie mówiąc już o dymie papierosowym, w którym dziecko przebywa godzinami (o dziwo na świeżym powietrzu też czuć dym!)

– Gdy skończy się piwko, wsiadamy do samochodu i sruu na stację benzynową po kolejny zapas – dziecko chce loda? No to dawaj, dziecko do samochodu – niech też coś z długiego weekendu ma – jedzie to biedne dziecko z rodzicem, ciocią, wujkiem – zadowolone i niczego nieświadome… Nieświadome niebezpieczeństwa, na które narażają je dorośli – no bo co z tego, że fotelika brak? Przecież to kawałeczek – stacja blisko – „podjadę” tylko kilka metrów…

– Wujek przyjechał na podwórko motorem – dzieciak zachwycony taką „maszyną” – wujek stał się nagle w oczach dziecka superbohaterem. No to co robi wujek? Dawaj chłopaka albo dziewczynkę na motorek – niech sobie posiedzi chwilkę, przewiozę dzieciaka – parę metrów – przecież to taka frajda… I niech sobie wujek jeździ tym motorem (bez kasku i pewnie bez prawa jazdy na ten sprzęt…) i naraża swoje życie i zdrowie, ale niech pozwoli żyć dziecku, które nie rozumie, że może mu się stać krzywda.

Tyle się tego nazbierało przez dwa dni… I nie piszę tego, żeby „nawtykać” rodzicom, nie moralizuję i nie twierdzę, że jestem najmądrzejsza i nie popełniam błędów… Ale jest mi strasznie przykro, bardzo źle i jestem bardzo zdenerwowana! Bo czy musi stać się dramat? Czy trzeba kolejnej dziecięcej tragedii, by niektórzy rodzice zaczęli myśleć?! Bycie rodzicem nie zamyka się na spłodzeniu (tudzież urodzeniu) dziecka, zapewnieniu wyżywienia, dachu nad głową i edukacji… Bycie rodzicem to bycie odpowiedzialnym – za siebie, a przede wszystkim za dziecko. Za tą małą, kochaną istotkę, którą przecież kochamy najmocniej na świecie, pragniemy dla niej zdrowia i bezpieczeństwa. A tak mało czasem trzeba – bo czy odblask i kask kosztują wiele? Czy odmowa zabrania dziecka na przejażdżkę samochodem czy motocyklem to pokazanie dziecku, że jest ignorowane? Czy utrzymywanie emocji na wodzy i staranie się nieużywania inwektyw, kiedy jest przy nas dziecko, to zbyt wielki wysiłek? Czy rozmowa o bezpieczeństwie to zmarnowany czas?

Nie da się uchronić dziecka przed całym złem tego świata, przed wypadkiem, zranieniem, przed innymi… Ale to, co możemy zrobić, by zminimalizować ryzyko niebezpieczeństwa, powinniśmy robić – by później nie żałować…

Karolina Zakrzewska