Lwicą być

Mam wrażenie, że zdarza się to nagminnie – mnie, moim przyjaciółkom, klientkom, pacjentkom… większości mam. Co wtedy robisz? Spuszczasz wzrok? Odpowiadasz? Zmieniasz swoje zachowanie? Ten tekst jest o tym, dlaczego warto reagować – dla siebie i dla dziecka.

Niby niewinne, powiedziane z uśmiechem – „ojej, nie za małą ma czapeczkę?” , „oj, tak gorąco, a ona bez skarpetek – nie dostanie udaru?”. Za chwilę pojawia się jednak diagnoza „eksperta” „tak płacze – pewnie źle go pani trzyma” i już niedużo brakuje do mojego „ulubionego”: „jak nie chcesz iść z mamusią, to chodź ze mną”. Tych wszystkich komentarzy słucha i matka, i dziecko.

Niedawno mój kolega powiedział, że w matkach rodzi się lwica. Nie zgadzam się. Nie w każdej. Te, które nie miały wcześniej zbudowanego poczucia własnej wartości, które nie są pewne siebie, rzadko zamieniają się w lwice. Słuchają z pokorą, zmieniają czapeczkę, wkładają skarpetki i zmieniają pozycję dziecka. Czasem rodzi się w nich złość, bywa, że nie są tego nawet świadome. W wielu natomiast zasiewa się niepewność, nieufność do swojej intuicji, wątpliwość: „czy jestem dobrą matką?”.

Im bardziej niepewna matka, tym trudniej jej rozumieć własne dziecko, podążać za nim i jego potrzebami. Zamiast działać instynktownie, roztrząsa różne możliwości, gubi się i nie jest spójna. Zamiast reagować, poszukuje opinii, pyta matki, babki, koleżanki, wertuje poradniki. A kiedy już jakąś opinię znajdzie, przyswoi i uzna za swoją, to za chwilę… usłyszy kolejną, zupełnie inną, sprzeczną. Nie posługuje się swoją, kobiecą, matczyną intuicją tylko wymyśla coraz bardziej skomplikowane interpretacje i błądzi coraz bardziej, a to z kolei podkopuje poczucie bezpieczeństwa u dziecka.

Od strony dziecka sytuacja, w której mama jest krytykowana, też nie jest łatwa. Dziecko czuje się winne, próbuje bronić rodzica, stara się coś zrobić. A to rodzic ma być bohaterem i  obrońcą. Nie rozumie, czemu ten bohater jest atakowany, czemu spuszcza głowę i milczy. Czuje się zagubione, traci poczucie bezpieczeństwa. Natomiast w sytuacji, gdy to zachowanie dziecka jest powodem interwencji obcej osoby, uwaga, którą skupia na sobie, jest rodzajem nagrody. Dziecko dostaje niepotrzebne wzmocnienie, które utrwala, zamiast eliminować niepożądane zachowanie.

Każda taka sytuacja jest grą pomiędzy dzieckiem a rodzicem – grą o władzę, o przesunięcie granic, o sprawdzenie, na co jeszcze może sobie dziecko pozwolić. Próby pomocy z zewnątrz (przypadkowej i nieprofesjonalnej) osłabiają pozycję rodzica w tej grze. A to gra dla trzech osób – matki, ojca i dziecka. I nikogo więcej. To oni ustalają zasady, których mają przestrzegać, to oni mają być konsekwentni. Komentarze zawstydzają dziecko. Nie o to chodzi w mądrym wychowaniu. Dziecko zawstydzane, upokarzane, nie będzie potrafiło zbudować poczucia własnej wartości… nie wyrośnie na lwicę.  

Wiem (a w każdym razie chciałabym wierzyć), że większość tych komentarzy podyktowana jest życzliwością. Doceniam i bardzo popieram ludzi mających odwagę się „wtrącić” i zwrócić uwagę rodzicom krzyczącym na dziecko czy je bijącym. Jednak w pozostałych sytuacjach już nie jestem otwarta na uwagi. Częściej mogą zaszkodzić, niż pomóc. Na przykład brak reakcji matki na histeryzujące w sklepie dziecko może być jej świadomą strategią, polegającą na pozbawieniu nagrody jaką jest uwaga rodzica. Wtrącenie się przypadkowego przechodnia, nieznającego ani dziecka, ani matki, ich historii, poglądów czy zasad, zaburza proces uspokojenia się dziecka (bo dostaje wzmocnienie w postaci uwagi), a jednocześnie podkopuje autorytet matki, czasem zasiewa poczucie winy czy wstydu. To utrudnia konsekwentną postawę wobec histeryzującego dziecka – w tym momencie i na przyszłość.  

Kiedy nie jest się lwicą, trudno jest zareagować na komentarze. Kiedy czujesz wstyd, bezradność, kiedy masz ochotę zapaść się pod ziemię, trudno jest stanowczo postawić granicę. Warto się tego nauczyć. Grzecznie, acz zdecydowanie, podziękować za pomoc. Powiedzieć, że sobie radzimy, że wiemy, jak postępować z własnym dzieckiem. Nie sąsiadka, nie pani przypadkowo spotkana na spacerze ani nawet nie babcia – tylko ty jesteś najlepszym ekspertem od swojego dziecka. Po każdej takiej reakcji wzrasta poczucie własnej wartości, pewność siebie, a w oczach dziecka jesteśmy bohaterkami. Możesz być też bohaterką dla innych mam.

Jest jeszcze druga strona medalu… matki nie-lwice w poczuciu bezradności próbują wzmocnić swój autorytet kimś zewnętrznym. Mają poczucie, że nic nie mogą, że ich słowa nie działają, więc straszą innymi. Nie dość, że wybierają wzbudzanie lęku jako metodę wychowawczą, pokazują, że same są bezradne i nie potrafią być konsekwentne, to jeszcze wplątują w to innych.  Odwołują się do bajkowych postaci – baby Jagi, wiedźmy, czarownicy, która porwie niegrzeczne dziecko. Mam wrażenie, że straszenie babą Jagą coraz rzadziej zdarza się u młodych mam, wciąż jednak pokutuje u babć i starszych opiekunek. Skutek jest taki, że dziecko jest bojaźliwe i… nadal niegrzeczne, bo te konsekwencje nigdy się nie spełnią.

Powszechne jest straszenie obcymi osobami – „zobacz, jak tamten pan patrzy, pewnie sobie myśli, że…”, „jak będziesz się tak zachowywała, to pani zamknie kawiarnię i już nie będziesz mogła tu przychodzić…”. I znowu konsekwencja nie do spełnienia, na którą matka nie ma żadnego wpływu,  a na dokładkę lęk przed obcymi i poczucie krytycznej oceny z ich strony.

Trzecia i moim zdaniem najgorsza kategoria to straszenie… ojcem. „Jak tata wróci z pracy to…”. Tu konsekwencja wprawdzie może się spełnić, ale rujnowana jest relacja dziecko – ojciec. Relacja, która i tak jest trudna, bo ojciec zwykle spędza znacząco mniej czasu z dzieckiem i nie ma naturalnej łatwości budowania więzi. Tymczasem matka ustawia go w roli karzącego sędziego. Sama stawia się na równi z dzieckiem i „skarży” tatusiowi. Dziecko w końcu zaczyna się bać taty, kojarzy go z karami i nieprzyjemnymi rozmowami. A mama, jak nie miała autorytetu, tak nie ma.

Drogie mamy, pora wziąć sprawy we własne ręce. Jeśli chcecie, by dziecko wykonywało wasze polecenia i jednocześnie wam ufało, to nie groźcie babą jagą, nie wplątujcie w swoje metody wychowawcze bogu ducha winnych przypadkowych obserwatorów, no i przede wszystkim NIE STRASZCIE TATĄ! Macie prawo ustalać własne zasady i ich wymagać, nie pozwólcie się wtrącać innym, ale bierzcie za to odpowiedzialność. Budujcie poczucie własnej wartości w sobie, bo bez tego nie wychowacie pewnego siebie i szczęśliwego dziecka.

Aleksandra Pronobis-Polatyńska – psycholog, trener. Buduje i prowadzi autorskie projekty z zakresu rozwijania umiejętności wychowawczych dla rodziców i nauczycieli, warsztaty dla dzieci i młodzieży. Prowadzi grupy wsparcia i grupy rozwojowe dla kobiet, pracuje warsztatowo i terapeutycznie z rodzinami.