Nauka dzielenia

Rodzeństwo, lat 7 i 4. Od rana kłótnie, czasem bójki, nierzadko wyzwiska. Odwieczne „ona ma więcej”, „on ma lepiej”. Każdego dnia tysiąc okazji, by zwariować, uznać swoją wychowawczą porażkę i odliczać dni, kiedy dzieci wyfruną z gniazda.

Chociaż uczono mnie, żeby w konflikty między rodzeństwem się nie wtrącać, a w bójki ingerować jedynie w przypadku realnego zagrożenia, moje matczyne serce rwało się do obrony praw młodszych i uciśnionych za każdym razem, gdy starszak przeforsowywał swoje zdanie. Sprzedawał siostrze jakąś nędzną kartę z wizerunkiem piłkarza za pieniądz w banknocie, manipulował, gdy chciał przeforsować oglądanie swojej ulubionej bajki, podjadał słodycze z jej porcji, gdy jego własne już mu się zjadły.

Serce się rwało, a rozum trzymał serce i nogi matki w miejscu i nakazywał przyglądać się i nie wtrącać! Przekonywało mnie stwierdzenie, że oni załatwiają swoje sprawy po swojemu – ona teraz zgadza się na jego warunki, by on potem np. pobawił się z nią w jakąś jej zabawę. Jednak ja wciąż widziałam jego warunki, a jej zabawy już nie! Jawna niesprawiedliwość. I tliła się we mnie obawa, że on wyrośnie na paskudnego egoistę, a ona z kolei będzie miała do końca życia traumę po dominującym bracie.

Wryło mnie zatem w ziemię pewnego dnia, gdy przy śniadaniu starszy oznajmił, że smażony właśnie przeze mnie naleśnik, który w kolejce przypadał jemu, ma powędrować na talerz siostry. Dwa razy dopytywałam, czy jest pewien, rozważałam nawet zmierzenie mu temperatury. Nie, dzielił naleśniki wszystkim do końca śniadania, o sobie pamiętając na końcu. Ta tendencja nie minęła wraz z posiłkiem, potem wielokrotnie jeszcze byłam świadkiem, jak odstępował siostrze pierwszeństwo przy podziale słodyczy, godził się na jej propozycje. Żeby nie było zbyt różowo, stare tendencje też się pojawiały – ale ja miałam już pewność, że nie rośnie mi mały rozpuszczony egoista, tylko normalne dziecko, skłonne do współpracy i dzielenia się – z własnej nieprzymuszonej woli! To cieszy sto razy bardziej.

Skąd się nauczył, skoro nie był napominany, strofowany, przywoływany do porządku? Może naturalnie, może obserwując nas i innych ludzi, jak się wzajemnie obdarowują, rezygnują czasem z siebie na rzecz innych, dzielą dobrami. Nie wiem. W każdym razie zamierzam nie przeszkadzać dzieciom w ich rozwoju – zamiast tego zajmę się swoim, aby świecić przykładem.

Małgorzata Musiał – z wykształcenia pedagog, z powołania mama Tobiasza (6 lat), Leny (3 lata) i Zoi (10 miesięcy). Pracuje w stowarzyszeniu Rodzina Inspiruje!, prowadząc warsztaty dla rodziców. Entuzjastka noszenia dzieci w chustach, rodzicielstwa bliskości, fanka i realizatorka programu „Szkoła dla rodziców i wychowawców”.