Po co dzieciom muzyka?

Każda sytuacja, w której można obserwować dzieci, którym dane jest doświadczać – termin ten jest bardziej adekwatny, niż „słuchać” – muzyki, potwierdza dla mnie tezę, że DZIECIOM POTRZEBNA JEST MUZYKA. Nie tylko do tego, by „karmić zmysły”, wewnętrznie się wzbogacać czy rozwijać muzyczną wrażliwość, by przyswajać sobie umiejętność odróżniania poszczególnych skali, wyczuwania zmiany metrum, tonacji i barwy dźwięku. Zwyczajnie – muzyka jest potrzebna do tego, by się rozwijać – stymulować wszechstronny rozwój i zdolność komunikowania.

Pracując na co dzień z dziećmi w przedszkolu mam ten przywilej obserwowania niezwykłego procesu ich rozwoju, przyglądając się, jak ciągle nabywają nowych umiejętności i z każdym dniem uczą się czegoś nowego. To one, podpowiadając treści i formy zabaw, uczą mnie odrzucać pewne konwencje i przyzwyczajenia, zapraszając do swojego świata, w którym rządzi naturalna ciekawość. Oczywiście nic nie dzieje się od razu. Na ten przywilej trzeba zasłużyć.

W trakcie zajęć rytmiki czy warsztatów umuzykalniających mogę podglądać, co dzieje się w sferze dziecięcych uczuć i emocji, pomagając podopiecznym za pomocą dźwięków: tych wygrywanych, ale i „śpiewanek” czy „rytmiczanek” – te emocje wyrażać. Bo przecież zamiast o czymś powiedzieć, łatwiej jest kilkulatkowi to wyśpiewać, a za pomocą instrumentów pięknie wyrazić, co „w duszy gra”. Pracując z własnym głosem może sobie uświadomić, jak funkcjonuje jego organizm, tym samym lepiej poznając siebie. Nabywa przy tym wiele umiejętności, ponieważ kształcenie języka muzycznego ma ścisły związek ze środkami komunikowania się: słuchaniem, gestykulowaniem, mową oraz czytaniem i pisaniem, a także usprawnia proces zapamiętywania. W trakcie zajęć muzycznych dzieci uczą się współpracy w grupie oraz nabywają pewności siebie. A kiedy muzyce towarzyszy taniec czy plastyka – w bezpiecznych i komfortowych warunkach mają okazję, by wyrazić siebie poprzez różnorakie formy sztuki. Wzrasta zatem ich samoocena, a pomniejsza się odczuwany stres.

Bez wątpienia najlepszym czasem na uczenie się jest wczesne dzieciństwo. Nasz mózg jest wtedy najbardziej chłonny i kiedy uczymy się – poprzez zabawę, wiele procesów przebiega automatycznie, naturalnie. Dlatego ten wyjątkowy czas należy jak najlepiej wykorzystać. Jednak nie każdy rodzic lubi (umie) śpiewać czy tańczyć, albo też, zwyczajnie, nie ma na to zbyt wiele czasu. Niejednokrotnie więc zajęcia w przedszkolu są dla malucha jedyną okazją kontaktu z muzyką. Zdarza się także, że to nauczyciel, obserwując codziennie dziecko, dostrzega u niego przejawiane talenty, które mogłyby umknąć uwadze mamy czy taty.
 
Ogromną wartość mają dla maluchów takie spotkania, na które przynoszę instrumenty: skrzypce, wiolonczelę, klarnety, flety, flażolety czy bardziej im znane: dzwonki, harmonijkę ustną, gitarę, keyboard… Wzrastając na co dzień w świecie nowych technologii z szerokimi oczyma przyglądają się wtedy moim eksponatom. Z namaszczeniem trącają struny gitary, śmiało dmuchają we flety, śmieją się z gabarytów wiolonczeli. I… słuchają. Mimo, iż w innych okolicznościach często trudno jest im wytrwać nieruchomo przez dłuższą chwilę, „prawdziwa” muzyka, grana na „prawdziwych” instrumentach pomaga w opanowaniu trudnej dla dzieci sztuki koncentracji.

Nie dziwi mnie więc, że przedszkolaki uwielbiają takie zajęcia. Dziwi mnie jednak, że decyzją Ministerstwa Edukacji Narodowej rola takich zajęć została zmarginalizowana i rytmika (podobnie jak plastyka), mimo iż jest ujęta w podstawie programowej wychowania przedszkolnego, jest „zajęciem dodatkowym”. A na takie „dodatkowe” zajęcia brakuje środków w budżecie państwa, a tym bardziej – przedszkoli. Po ostatniej nowelizacji Ustawy o oświacie finansowanie takich zajęć przez samych rodziców (choćby w formie darowizn) jest tymczasem niezgodne z literą prawa, bo oznaczałoby podniesienie obniżonej przez Resort stawki za uczęszczanie dziecka do placówki.

Skutkiem powyższych zamiast zajęć prowadzonych przez osoby wyedukowane muzycznie, opiekunki przedszkolne, wiedząc, że DZIECIOM POTRZEBNA JEST MUZYKA, próbują „jakoś sobie radzić”. Puszczają więc najczęściej dzieciom muzykę z płyt, zachęcając do ruchu. Dzieci lubią muzykę, ale – nie zawsze „od pierwszego usłyszenia” i nie każdą jej formę, dlatego bardzo istotna jest forma zajęć i stopień zaangażowania prowadzącego. Nauczyciel nie może takich zajęć „odbębnić”, bo to przyniesie odwrotny skutek. I chociaż wiadomo, że „lepszy rydz, niż nic”, cierpią na tym przedszkolaki, dla których uproszczona forma zajęć muzycznych nie będzie niestety na tyle atrakcyjna, by stymulować rozwój, zarażać pasją, inspirować. A muzyka ma… moc. I warto to wykorzystać.
 
Martyna Dzierżenga – muzyk i pedagog, absolwentka Akademii Muzycznej we Wrocławiu w klasie skrzypiec. Współzałożycielka kwartetu „The Sound Quartet“ oraz kwintetu „Diverso“. Uczestniczka kursu świadomego nauczania muzyki od pierwszych miesięcy wg teorii prof. E. E. Gordona. Swoją muzyczną pasją dzieli się z dziećmi we wrocławskim Punkcie Przedszkolnym „Przyjaciele Żyrafy”, realizującym założenia pedagogiki dr Marii Montessori i pozwalającym podopiecznym na poznawanie świata przez zmysły i doświadczanie. Ciągle szuka nowych metod na umuzykalnianie najmłodszych, współtworząc projekt „Przyjaciół  Żyrafy” i Fundacji Gifted&Talented pt.:  „Kolorowe dźwięki”: http://www.przyjaciele-zyrafy.pl/kolorowe-dzwieki/