Porozumienie przez sprzeciwienie

To znaczy, wcale niekoniecznie. Jeszcze jakiś czas temu matka czułaby się w obowiązku zareagować. Jak to, NIE?! Poczekaj ty utrapienie, zaraz ci matka pokaże, jak się do matki odzywa. Proszę bardzo, sprzątasz w tej chwili, albo wszyściutko ląduje w worku. Na szafie. Raz, dwa, trzy!

Oczywiście, często skutkowało to tylko zaostrzeniem konfliktu, co matka odkryła dość późno i boleśnie, gdy syn tradycyjnie odmówił posprzątania, po czym spytał wyzywająco – to co teraz będzie, worek?
Otóż nie synu, bo nie o to matce chodziło, żeby samej te zabawki sprzątać i jeszcze gościć je w swojej sypialni.

Matka sięgnęła więc po metodę przemów uduchowionych. „Synku, zależy mi bardzo, żebyś poukładał zabawki w pudłach. Jest już wieczór i chciałabym, aby wszystkie rzeczy wróciły na swoje miejsce. Wtedy poczytamy na dobranoc książkę, którą wybierzesz”.

NIE.

Och ty, ja do ciebie z sercem, a ty mi tak odpłacasz? W takim razie żadnych bajek, możesz iść prosto do łóżka!

Kończy się czterdziestominutowym płaczem.

Kolejne podejście, tym razem akceptujące uczucia. „Widzę, że jesteś już zmęczony, nie masz wcale ochoty na sprzątanie”.

YHM.

„Może nastawimy stoper i zmierzymy, ile czasu zajmie ci ułożenie zabawek na półkach”.

Syn nawet się zgadza, ale po minucie kładzie się na kanapie i narzeka, jak to nie ma siły na nic – mimo iż dosłownie przed chwilką skakał jak młode cielę.

Kończy się awanturą.

Matka nie daje za wygraną. Obmyśla coraz to nowe metody wpływania na dziecko, aby zaczęło w końcu sprzątać po sobie tony porozrzucanych zabawek. Niestety, każdego dnia ponosi druzgocącą klęskę, polegającą na samodzielnym posprzątaniu tudzież zmuszaniu syna do tej czynności, przy akompaniamencie krzyków, łez i utyskiwań.

Wreszcie, gdy sama perspektywa zbliżającego się wieczoru powoduje u matki przyspieszone bicie serca i gęsią skórkę, któregoś razu na tradycyjne NIE matka macha lekceważąco ręką, mamrocząc pod nosem słowa nie do przytoczenia, i wychodzi. Dajcie wy mi wszyscy święty spokój.

Nie mija pięć minut, a syn zaczyna sprzątać. Sam.

Cud?

Nie, normalny etap. Przychodzi na prawie każdego. Skoro ty, rodzicu, decydujesz CO mam zrobić, ja zdecyduję, KIEDY to zrobię.

Czasem dobrze jest dać dziecku możliwość wycofania się z honorem z jakiejś sprzeczki, nieporozumienia. Zbuntował się na mycie zębów, po czym przeanalizował, że jednak opłaca mu się je umyć… ale jak to zrobić, gdy ojciec patrzy wyczekująco? Przecież nie wstanie i nie pójdzie pod obstrzałem ojcowskiego wzroku do łazienki, tata gotów jeszcze pomyśleć, że syn posłuszny jest, albo co.

Trzeba zatem odczekać, namyślić sie, ociągać po drodze, trzymając staruszka w niepewności… sam jeszcze nie wiem… umyć te zęby… czy nie umyć… oto jest pytanie. A niech tam, raz się żyje, umyję!

Uffff.

Oczywiście, to tylko etap. Pierworodny ma sześć lat i tak mu się porobiło stosunkowo niedawno. Wcześniej działały różne inne metody, ale gdy dziecko wchodzi w wiek, w którym sensem życia zdaje się być sprzeciwianie rodzicowi, nie warto podnosić tej rękawicy.

A jeśli kogoś do podniesienia pcha, niech zajrzy w siebie uważnie i zobaczy, gdzie w nim ukryło się dziecko, któremu dorośli nie pozwalali nigdy wygrywać, stawiać na swoim, mieć racji?

Jeśli dziecięce NIE zapala w nas czerwoną lampkę, warto zatrzymać się na chwilę, może nawet dłuższą, i zobaczyć, dlaczego tak mnie to denerwuje? Bo dziecko ma być posłuszne? Wykonywać polecenia bez szemrania? Bo NIE jest zamachem na rodzicielską godność?

Pamiętając, że umiejętność mówienia NIE, to umiejętność odmawiania ludziom, którzy chcą nas wykorzystać, zranić, skrzywdzić, z mniejszym lub większym spokojem przyjmuję sprzeciwy syna. Jeśli proszę, zakładam, że może odmówić. Gdy wydaję polecenie, wiem, że może się zbuntować.  Często samo moje zniknięcie z pola widzenia mobilizuje syna do działania. A jeśli nie, trudno. Pozwalam mu na tę lekcję odmawiania, mając nadzieję, że łatwiej będzie mi go wypuszczać spod swoich skrzydeł – ten to nie da sobie w kaszę dmuchać!

Małgorzata Musiał – z wykształcenia pedagog, z powołania mama Tobiasza (6 lat), Leny (3 lata) i Zoi (10 miesięcy). Pracuje w stowarzyszeniu Rodzina Inspiruje!, prowadząc warsztaty dla rodziców. Entuzjastka noszenia dzieci w chustach, rodzicielstwa bliskości, fanka i realizatorka programu „Szkoła dla rodziców i wychowawców”.