„Duński przepis na szczęście – najskuteczniejsza filozofia wychowania” – recenzja książki

 
Do współpracy zaprasza duńską psychoterapeutkę Iben Sandahl, pracującą z rodzinami. Obie oddają się temu zadaniu z pasją naukowca, który odkrywa dziewiczą ziemię (aż trudno w to uwierzyć, ale brak literatury na temat duńskiego systemu wychowania), i rodzica, czującego się dobrze w swojej roli. Przepis, który jest wynikiem ich pracy, jest wart wypróbowania. Tym bardziej, że składniki są ogólnie znane. Poza tajemniczą hygge – może ta właśnie przyprawa nadaje życiu rodzinnemu smak szczęścia?
 
Akceptacja, empatia, życzliwe nastawienie do ludzi, autentyczność w okazywaniu emocji – to fundamenty wielu filozofii wychowania, najczęściej zwane autokratycznym modelem wychowania (nie mylić z autorytarnym). Zapewne jako rodzice nie raz odnajdziemy się w modelu prezentowanym w tej książce i poczujemy, że autorki ubierają w słowa to, o co mniej lub bardziej intuicyjnie dbamy w naszej rodzinie. To dobry początek, wart rozwinięcia. Wszak wszyscy jesteśmy RODZICami, a to jest właśnie akronim będący duńskim przepisem na szczęście w rodzinie. 
 
R jak radosna zabawa
O jak Odpowiedzialna autentyczność
D jak Dobrodziejstwa przeramowania
Z jak zrozumienie i empatia
I jak inwencja zamiast ultimatum
C jak ciepło rodzinne – hygge
 
Być może hasła są za długie i za skomplikowane, by bez ściągi rozwinąć akronim „RODZIC”. Ale poszczególne rozdziały wyjaśniające każde z nich są przejrzyste, wciągające, spójne. Zawierają też praktyczne wskazówki. Autorki sięgają z jednej strony do poruszających wyobraźnię przenośni (np. zadając pytanie, czy mamy odpowiednio dobrane „okulary”, przez które patrzymy na świat), z drugiej strony do spójnego i logicznego języka programowania (np. wprowadzając pojęcia przeramowania czy reframingu). 
 
Ciekawe również są wątki porównujące kulturę amerykańską i duńską. Autorka nie ma na celu deprecjonowania kultury USA, jednak różnorodne badania wskazują, że ten model wychowania nie służy rozwojowi. Warto skupić się na tym dłużej i przemyśleć sprawę, bo jednak większość najbardziej poczytnych poradników pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. Czy wychowując dziecko, rozwijam w nim poczucie pewności siebie, poczucie własnej wartości? Jak na dziecko wpływają pochwały, których mu udzielam? Jaki obraz świata i ludzi tworzy sobie moje dziecko w wyniku porażek i procesu radzenia sobie z trudnymi sytuacjami? Również za pomocą rozmów, które jako rodzic z nim przeprowadzam? Czy bliższe jest mi mówienie o dwulatkach „terrible twos” (ang. upiorne dwulatki, patrz nasz polski bunt dwulatka) czy może „trodsalder” (duń. wiek graniczny, patrz nasze testowanie granic)? Odpowiedź na te i inne pytania, które zrodzą się po lekturze książki „Duński przepis na szczęście”, będzie rozwijająca zarówno dla rodziców, i to pociech w każdym wieku, jak i dla specjalistów pomagających im w wychowaniu dzieci.
 
Dwa elementy duńskiej metody wydają mi się szczególnie charakterystyczne. Pierwszy to wspomniana we wstępie hygge, czyli ciepło rodzinne, wyrażenie dosłownie tłumaczone jako „miło być razem”. Jest to zarówno odczucie, jak i styl życia. Oznacza wspólne spędzanie czasu w gronie rodzinnym, odłożenie na bok sporów, zapomnienie o różnicach, pozostawienie za drzwiami stresów. W tworzenie atmosfery hygge angażują się wszyscy, rezygnując z zachowań, które nie są hyggeligt i spędzając czas razem w pełnym tego słowa znaczeniu, np. na grze w gry czy śpiewaniu. Mam poczucie, że polskie pokolenie współczesnych rodziców małych dzieci, które chętnie spędza czas z przyjaciółmi w atmosferze przypominającej duńską hygge, ma ogromny potencjał i zarazem dużo do zrobienia, by podobną atmosferę tworzyć w wielopokoleniowej rodzinie w czasie urodzin, imienin, rocznic, świąt i oczywiście bez okazji.
 
Drugi element duńskiej metody, który nie jest nigdzie wprost wypunktowany, przebija przez kolejne rozdziały tej książki. Chodzi mi o wspólną metodę wychowania młodszego pokolenia zakorzenioną w duńskim społeczeństwie. Szacunek, empatia, zrozumienie, otwartość, hygge, to wszystko elementy stylu wychowawczego według którego wychowani zostali rodzice, a teraz w ten sposób wychowują swoje dzieci. I prawdopodobnie te dzieci również będą w swoich zmaganiach rodzicielskich korzystali z tej samej metody. Zwłaszcza że jest ona spójna z tym, co oferują przedszkola, szkoły czy grupy społeczny. Według mnie jest to tajemniczy składnik przyprawy. Nienazwany, choć nie można powiedzieć, że niezauważony. Niestety w społeczeństwie polskim dziecko nie doświadcza luksusu takiej spójności. 
 
Autorki porównują „Duński przepis na szczęście” do nasion, które są niesione wiatrem w różne strony i mogą wykiełkować, jeśli padną na podatny grunt. Wierzę, że jeśli wystarczająco dużo wykiełkuje ich wokół nas, nasze dzieci będą wyrastały w warunkach  bardziej sprzyjających rozwojowi pełnej osobowości. Może nie od razu staniemy się najszczęśliwszym narodem na świecie, ale możemy być szczęśliwszymi rodzicami, wychowującymi szczęśliwsze dzieci.
 
Gorąco polecam!
 
Martyna Wieszczeczyńska
Psycholog dziecięcy, żona i mama
 
Duński przepis na szczęście – najskuteczniejsza filozofia wychowania 
Jessica Alexander
Iben Sandahl
Wyd. MUZA SA