Wojna z lukrem – recenzja książki „Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego”


Tymczasem… rodzicie pierwsze dziecko i wszystko jest dla was nowością. Nauka obsługi noworodka i zaspokajanie jego potrzeb trwa przez jakiś czas. W tym czasie połóg, trudy karmienia piersią, zmęczenie, niewyspanie i wszechobecna dezorientacja… Co jeść a czego nie; jakich kosmetyków używać; co jest niezbędne dla maluszka (tutaj to już naprawdę można oszaleć!); jak ubierać na spacery; kogo słuchać, bo jak się okazuje, instynkt macierzyński potrafi spłatać niezłego figla. Dorzućmy do tego tygielka całą masę wykluczających się wzajemnie „dobrych rad” i kryzys małżeński, bo taki, niestety, w większości przypadków występuje. I wreszcie smutną prawdę, że życie nigdy nie będzie już takie, jak przedtem; a ty nie będziesz taką samą kobietą. Nie mam tu na myśli li tylko zmian w ciele, ale to, że na rzecz matkowania trzeba po prostu zrezygnować z siebie. Na powrót będzie czas… dużo, dużo później. Jak to wszystko ze sobą zmieszamy, powstanie potrawa ciężkostrawna, jeśli w ogóle jadalna… Czy ktoś was o tym wszystkim uprzedził?

A jeśli macie już choćby jedno dziecko, które ma co najmniej rok, to przeczytacie tę książkę ze zrozumieniem, a od kiwania głową może was rozboleć kark. „Do diaska!” – będziecie raz po raz krzyczeć (choćby w myślach) – „Święta prawda!”. Bo nagle się okazuje, że Joanna Woźniczko-Czeczot nie owija w bawełnę. Wytacza ciężkie działa przeciwko „lukrowanemu macierzyństwu” – temu, które wyziera z telewizji, kolorowych pism i fotografii uśmiechniętych mam z pulchnymi radosnymi bobasami. A gdzie wory pod oczami, poplamione ubrania i rozwrzeszczany bachor? Gdzie złość i bezsilność? Tam… gdzie życie; tam, gdzie prawda, choćby w książce „Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego”.  Autorka nie boi się nawet macierzyństwa porównać do rewolucji i… do diaska! Znów ma rację. Schematy wielkich przewrotów politycznych jak ulał pasują do tych domowych. Skala oczywiście inna, ale harmonogram pozostaje ten sam.

Cieszę się z pojawienia tej książki. Choć mam już dwoje dawno odpieluchowanych dzieci, to z łatwością przypomniałam sobie, jak to było… Jak bywały chwile, kiedy frustracja wylewała się uszami i jak mogłam czuć się z tym samotnie. Autorka obecnie również ma już drugie dziecko, ale wciąż prowadzi blog (metamacierzynstwo.pl), na którego podstawie powstała książka. W obecnych wpisach mniej jest osobistych wycieczek, więcej ogólnych obserwacji, odwołań do sztuki czy historii. Widać, że sama nabrała już dystansu, ale autoterapia w postaci wylewania goryczy na ekran komputera na pewno pomogła. Joanna Woźniczko-Czeczot jest zawodową dziennikarką. Pisze świetnym językiem, a obserwacje ma nader trafne. Mam nadzieję, że jej książka dokonała już nie jednego przewrotu… psychicznego.  

Agata Hołubowska

Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego
Joanna Czeczot-Woźniczko
Il. Marianna Sztyma
Wyd. Czarne, 2012