Globalne czytanie – co to takiego?

W ciągu tych dwudziestu lat znaleźli się śmiałkowie i wśród rodziców, i wśród nauczycieli, którzy postanowili zaryzykować i spróbować zabawy w czytanie globalne. O efektach za moment. Zatrzymam się na chwilę przy argumentach przeciwników.

Koronnym argumentem na „nie” był fakt, że NIE MOŻNA NAUCZYĆ CZYTAĆ KOGOŚ, KTO NIE ZNA LITER. I ja się z tym zgadzam.

Kolejny argument brzmiał: dziecko prowadzone tą metodą nauczy się na pamięć iluś tam wyrazów, ale nigdy nie przeczyta wyrazu nieznanego. Z tym zgadzam się także.

Dalej było tak: dzieci, które zaczynają wcześnie czytać, mają spaprane, ubogie dzieciństwo, zostają wtłoczone w wyścig „szczurków”. A tu już muszę zaprotestować. Trwająca kilka minut dziennie zabawa w czytanie nie może nikomu popsuć dzieciństwa. Może je uczynić bogatszym i radośniejszym, jeśli owe kilkuminutowe sesje z mamą, tatą czy babcią kojarzą się malcowi z czymś miłym – radosnym obcowaniem z dorosłym, zdobywaniem umiejętności, którą można się z dumą pochwalić, nagrodą za spełnienie pewnych warunków.

Było jeszcze o tym, że z dzieci, które zaczynają czytać w wieku 4-5 lat wyrastają dyslektycy. To już trzeba między bajki włożyć. Czytanie globalne uczy spostrzegawczości, uwagi, koncentracji, umiejętności porównywania, analizy wzrokowej… W ciągu owych dwudziestu lat obcowania z dziećmi prowadzonymi metodą Domana NIE SPOTKAŁAM WŚRÓD NICH DYSLEKTYKA!

Zapyta ktoś, skąd zatem brały się te krzywdzące opinie. Myślę, że trochę winni są sami autorzy, dając swej książce taki, nie inny tytuł. Metodą tą bowiem rzeczywiście NIE MOŻNA NAUCZYĆ CZYTANIA. Mam tu na myśli „prawdziwe” (analityczno-syntetyczne czytanie).  Nie można także spodziewać się tak rewelacyjnych efektów, jakie mieli Domanowie, kiedy pracuje się z naszymi, polskimi dziećmi „po amerykańsku”. Chodzi o to, że język angielski jest inny, zawiera zdecydowanie mniej odmian wyrazów, i pracując z naszymi maluchami dokładnie według wskazówek Amerykanów osiągano niezłe rezultaty, ale daleko im było do tych z książki.

O co chodzi z tym czytaniem?

Istnieją dwa sposoby czytania. Jeden to czytanie globalne, drugi jest czytaniem analityczno-syntetycznym, dla ułatwienia nazywać go będę „zwykłym”.

Podczas czytania globalnego dziecko rozpoznaje i nazywa cały wyraz, nie wnikając w jego strukturę i nie znając liter. W rzeczywistości czytanie globalne stosują Wasze maluchy od wczesnego dzieciństwa. Dzieci „odczytują” nazwy na reklamach, pudełku z jogurtem, tytuł na ulubionej książeczce. I wcale nie przeszkadza im w tym nieznajomość liter. Postrzegają bowiem obraz graficzny wyrazu jako całość, tak jakby patrzyły na budowlę z klocków lego bez uświadamiania sobie – póki co – że składa się ona z poszczególnych klocków. My, dorośli, także odczytujemy w ten sposób znaczenie piktogramów, czyli obrazków symbolizujących różne treści.

Demonstrując dziecku plansze z wyrazami sprawiamy, że zapamiętuje ono ich wygląd, kojarzy z nazwą, a że potencjał intelektualny maluchów jest olbrzymi, szybko przyswaja sobie treść wielu plansz.

Niestety, nie można poprzestać na takim czytaniu. W naszym języku funkcjonują tysiące wyrazów, z których każdy podlega jakimś odmianom.  Tak czy owak dziecko musi nauczyć się czytania „zwykłego”.

I teraz objawia się fenomen czytania globalnego. W którymś momencie prowadzony tą metodą malec uświadamia sobie złożoną strukturę wyrazu. Dostrzega owe pojedyncze klocki. Dzieje się to po kilku tygodniach lub miesiącach zabaw, w zależności od wieku dziecka i atmosfery towarzyszącej tym zabawom. Nazywam ten moment chwilą, w której rusza lawina. Dziecko poczyna dopytywać się o nazwy liter. Wiele z nich poznało już wcześniej, przy okazji demonstrowania, jak pisze się jego imię, imiona najbliższych czy ulubionego zwierzaczka. Od tego momentu dziecko próbuje łączyć ze sobą litery (dokonywać ich syntezy). To najtrudniejszy etap w nauce czytania. Można bowiem znać cały alfabet, nazywać wszystkie literki, ale łączyć je ze sobą to w nauce czytania najbardziej skomplikowane zadanie. Na lawinę nie ma jednak sposobu. Kiedy malec pojmie, jak połączyć ze sobą litery tak, by tworzyły fonetyczną całość, cała reszta to tylko kwestia czasu.

Przypomnijcie sobie swoje długie i żmudne ćwiczenia, którymi okupiona była nauka czytania. Trwała ona z reguły cały rok, a i potem należało jeszcze doszlifować technikę, by czytać płynnie. Zabawa w czytanie globalne pozwala znacznie skrócić okres ćwiczeń, a samo „wejście w czytanie” odbywa się bezboleśnie, z radością, i nie wiadomo kiedy.

Podsumujmy zatem. Metodą Domanów NIE NAUCZYMY CZYTAĆ MALUCHA NOWYCH WYRAZÓW. Zabawa w czytanie pozwoli mu jednak osiągnąć etap „prawdziwego” czytania łatwiej, szybciej i cały czas w konwencji dobrej zabawy a nie nużącej nauki. Jest to klasyczna nauka poprzez zabawę.

Po co uczyć czytać tak wcześnie?

Kiedy nasz 4-5 latek sam sięga po książeczkę, wynikają z tego liczne korzyści. Wzbogaca swoją ogólną wiedzę, przez co staje się człowieczkiem mądrzejszym. Zaczyna się jego przyjaźń z książką, która z reguły zostaje na całe życie. Ma to wpływ na inteligencję pożeracza książek. Nie zapominajmy o jeszcze innym aspekcie sprawy – książka stanowi alternatywę dla telewizora czy gier komputerowych. Nie słyszałam o tym, by potrzebna była dziecku „detoksykacja” od książek. Od gier i filmów – tak.

Obserwowałam przez lata swoje przedszkolaki, które zaczynały wcześnie przygodę z czytaniem. Z reguły były to dzieci świetnie radzące sobie w szkole, pewne własnej wartości, z dużym zasobem wiedzy na wiele tematów. To dzieci z bogatym słownictwem, mówiące ładnie i… robiące niewiele błędów. Uważam bowiem, iż na ortografię stokroć większy wpływ ma czytanie niż wkuwanie ortograficznych regułek. Zauważcie, że ci, którzy czytają dużo i chętnie, rzadko robią błędy. W ich mózgach jak na kliszy utrwalona jest prawidłowa pisownia wyrazów…

Jak się w to bawić?

„Wchodzę w to” – decyduje mama/tata/ciocia/babcia czy pani w przedszkolu. I co dalej?

To, co napiszę, dotyczy dzieci w wieku przedszkolnym, z takimi bowiem pracowałam od momentu podjęcia decyzji o przetransponowaniu metody Domanów na grunt polski. Wiem, że z powodzeniem można ją stosować już u 1,5 rocznych dzieci, które poczynają wymawiać pierwsze słowa. Domanowie zachęcają do pracy z niemowlętami. Nie próbowałam. Opracowałam za to serię maleńkich książeczek, W KTÓRYCH SĄ SAME WYRAŻENIA DŹWIĘKONAŚLADOWCZE. Te książeczki można z powodzeniem zadedykować 1,5 roczniakowi czy dwulatkowi.

***

Na początek drukujemy 20-30 wyrazów PROSTĄ CZCIONKĄ, BEZ OZDOBNIKÓW. Polecam czcionkę Arial, Verdana i (moją ulubioną) Century Gothic. Ustawiamy wielkość czcionki na 120 (2-, 3-latkom można dać nawet większą czcionkę). Litery powinny mieć 4-5 cm wysokości bez ogonków i laseczek (sam trzon litery). Proponuję kolor czarny, gdyż czerwony (jak zalecają Domanowie) co prawda bardziej przyciąga uwagę dziecka, ale czarny stanowi lepszy kontrast na białym tle.

Wyrazy piszemy MAŁYMI, DRUKOWANYMI LITERAMI. Nie należy pisać: MAMA, lecz mama. Stosujemy małe litery, na co dzień bowiem stykamy się z taką właśnie wersją liter. Wielkie litery rezerwujemy jedynie dla nazw własnych (imion ludzi i domowych zwierzątek, nazw miejscowości itp.).

Wyrazy mają się odnosić do spraw znanych i bliskich dziecku. Będzie to jego imię, imiona rodzeństwa, napis „mama”, „tata”, „babcia”, „dziadek” oraz proste wyrazy, takie jak „nos”, „oko”, „kot”, itp. Kartki z wyrazami można nakleić na karton czy tekturę. Można także zamówić gotowe zestawy z planszami.
Teraz ustalamy zasady zabawy. Chodzi o to, że na krótką chwilę prezentacji plansz dziecko powinno wyciszyć się i skupić na nich uwagę.

Wielu rodziców skorzystało z podpowiedzi, by zamienić się na ten moment w ptaszki. Ptasia mama (tata?) unosi planszę, odczytuje wyraz, sięga po następną i tak do końca prezentacji. Ptasie dziecko siedzi wygodnie, jest wyciszone, uważnie patrzy i uważnie słucha. Po zakończeniu sesji grzeczne ptaszę dostaje od mamy smaczne ziarenka – słonecznik, żurawiny, orzeszki itp. Ta prościutka, ale nader skuteczna motywacja sprawdziła się już w setkach rodzin. Temat motywacji pozostaje jednak otwarty dla pomysłowości rodziców, wszak znacie swe dzieci najlepiej.

***

Mimo, iż Domanowie zalecają w swej książce stosowanie regularnych, codziennych a nawet kilkakrotnych w czasie dnia sesji, widnieje w niej i takie zdanie: „…dziecko powinno być karmione nową wiedzą w tempie określonym przez jego szczęśliwe łaknienie”. Dwudziestoletnie doświadczenia ze stosowaniem globalnego czytania wśród polskich dzieci dowiodły, że regularność i systematyczność nie są w tym procesie najważniejszymi cechami. Najistotniejsza jest spontaniczność i właściwe zmotywowanie dziecka, by na krótki moment prezentacji plansz skupiło swoją uwagę. Mniej istotne jest, czy sesja odbędzie się raz czy dwa razy dziennie. Nawet kilkudniowa przerwa nie czyni szkody procesowi nauki. Toteż zalecenie, by zabawa w czytanie zawsze była jedynie radosną zabawą, jest niezmiernie istotne. Nauka musi odbywać się przy okazji, jak to jest w każdej dobrej zabawie. Toteż choroba, podekscytowanie dziecka niecodziennym wydarzeniem, wizyta niespodziewanego gościa – wszystkie takie elementy zwalniają Was z przeprowadzenia sesji, która w napiętej atmosferze stanie się przykrym przymusem.

Jeszcze jedno zalecenie Domanów proponujemy potraktować z lekkim dystansem. Od momentu, w którym dziecko zapamięta pierwsze słowa, poczyna puchnąć z dumy i wyrywa się, by pokazać całemu światu, że już umie „czytać”. Pozwólmy mu na to, wbrew zaleceniu, by w żaden sposób nie kontrolować, czy dziecko przyswoiło sobie treść planszy. Nie kontrolować – owszem. Ale gdy malec sam radośnie wybrzmiewa widniejący na planszy wyraz – nie blokujmy jego aktywności, pozwólmy mu na to „czytanie”. Jeśli chce się nowo nabytą wiedzą pochwalić przed najbliższymi, pozwólmy i na to.

***

Sama sesja to sięgnięcie po planszę i wyraźne wyartykułowanie zapisanego na niej wyrazu. Podczas prezentacji planszy z wyrazem np. „oko” nie należy używać zwrotów: „To jest oko” czy: „Tu jest napisane oko”. Jeden obraz graficzny wyrazu MUSI KOJARZYĆ SIĘ Z JEDNYM DŹWIĘKIEM. Unosimy zatem planszę do góry i mówimy wyraźnie: oko. Nic więcej!

Demonstrujemy malcowi 2-3 plansze. Jeszcze tego samego dnia, lub następnego, pokazujemy i odczytujemy je znowu. W którymś momencie Twoje dziecko zaskoczy Cię i samo „odczyta” wyraz. Pochwal go za to, bij brawo, ciesz się.

Dołóż nowy wyraz. Zabierz jeden z poprzednich. Po jakimś czasie (celowo nie piszę kiedy, zależy to od wieku dziecka i atmosfery zabawy) malec będzie z zapałem „odczytywał” demonstrowane plansze. Pozwól mu pochwalić się swą umiejętnością przed wszystkimi bliskimi, w ten sposób utrwali sobie obraz graficzny wyuczonych wyrazów.

Z czasem można wprowadzić inne części mowy, np. czasowniki. I tak, mając do dyspozycji rzeczowniki i czasowniki (płacze, pije, rośnie, maluje, je, krzyczy) można już układać zwroty np. mama rośnie, tata maluje oko, jeż ma sok, auto ma usta oraz inne śmieszne i absurdalne zwroty.

I tutaj dotykam kolejnej kwestii. Psycholodzy i pedagodzy amerykańscy, konstruując serie książeczek do nauki wczesnego czytania, stosują często nonsensy i absurdy. Dzieci uwielbiają nonsensy! Dlatego układajcie zabawne, absurdalne, nonsensowne zwroty, zachęcajcie dzieci, by układały je same. Śmiejcie się razem, śmiech pomaga w nauce!

Nie zakładajmy sztywno, że maluch musi opanować ileś tam wyrazów dziennie. Tutaj znów odstępujemy od zaleceń Mistrza Domana. Będą dni lepsze i gorsze, poza tym każde dziecko przyswaja sobie nowości we własnym tempie. Toteż możemy prezentować trzy plansze dziennie, albo ich pięć. Możemy codziennie dorzucać nową, ale możemy czynić to 2 razy w tygodniu. Niechaj regułą będzie, że nie ma w tempie prezentowania kolejnych plansz sztywnych reguł.

***

Jak pisałam wcześniej, w zależności od wieku dziecka, jego zaangażowania, uwagi i pamięci, w którymś momencie nastąpi zainteresowanie literą. Od tego momentu jest już ogromnie blisko do chwili, gdy dziecko przeczyta samo wyraz, którego nigdy mu nie prezentowano. Zacznie się etap syntezowania liter i odpowiadających im dźwięków (głosek), a wkrótce potem Wasz malec zacznie czytać „normalnie”, nie globalnie.

To ważne! Nie przyspieszajmy momentu, w którym dziecko dostrzeże w wyrazie litery. Ten moment nastąpi, proszę mi wierzyć, ale maluch musi do niego dojrzeć sam. Przyspieszanie tego etapu może dziecko zniechęcić i zaszkodzić zabawie w czytanie. Natomiast kiedy dziecko pyta o nazwę litery odpowiadajmy cierpliwie i za każdym razem. I znowu rzecz bardzo ważna. NAZYWAJCIE SPÓŁGŁOSKI JEDNYM DŹWIĘKIEM!!! Nie „ka” lecz „k”, nie „em” lecz „m”, nie „jot”, ale „j” itd. To bardzo ważne. Jeśli rodzice będą przestrzegać tej zasady, maluch wkraczający w „prawdziwe” (analityczno-syntetyczne) czytanie, przeczyta Wam „nos” a nie „enoes”.

Na mojej stronie (www.czytanieglobalne.edu.pl) zamieściłam filmiki, na których przedstawiam troje dzieci (wśród nich obcokrajowiec), filmowane co kilka miesięcy. Na ich przykładzie można dostrzec, jak malcy osiągają kolejne etapy umiejętności podczas zabawy w czytanie.

Na koniec składam obietnicę, że za pośrednictwem EgoDziecka odpowiem na wszystkie pytania i wątpliwości, gdyby się takie pojawiły. W zamian – proszę – podzielcie się wrażeniami z zabawy w czytanie. Wierzę, że i dziecku i rodzicom sprawi ona wielką frajdę, a procenty od niej Wasze dziecko odcinać będzie do końca życia.  (pytania proszę kierować na )

Maria Trojanowicz-Kasprzak – Filolog polski, pedagog przedszkolny z wieloletnim stażem.

W 1996 roku otrzymała tytuł Nauczyciela Roku – „za szczególnie wyróżniającą umiejętność nawiązywania kontaktów interpersonalnych nauczyciel-dziecko, za tworzenie właściwego klimatu i atmosfery w grupie dzieci, za wdrażanie innowacyjnych metod i programów oraz nowoczesnych technik czytania”. Publikowała w czasopismach „Życie Szkoły” i „Wychowanie w Przedszkolu”. Autorka książek „Jestem starszą siostrą”, „Jestem starszym bratem” – Wydawnictwo Pedagogiczne ZNP oraz serii książek do nauki czytania „To ja ci mamo poczytam” – Wydawnictwo Pentliczek. Autorka „Pasków liniaturowych” do nauki pisania – Wydawnictwo Pedagogiczne ZNP. W przygotowaniu zeszyt „Pierwsze pisanie” ze specjalną liniaturą i kolorystyką dla dzieci bez dysfunkcji, zagrożonych dysgrafią i niedowidzących. Pozycja ukaże się nakładem Wydawnictwa Pentliczek.

Autorka od 20 lat interesuje się czytaniem globalnym i jego wpływem na rozwój małego dziecka. Jest wielką entuzjastką tej metody. Nawiązała kontakt z Janet Doman z Instytutu Osiągania Ludzkich Możliwości w Filadelfii. Otrzymała od niej zachętę do przetransponowania metody na grunt polski i dostosowania jej do specyfiki naszego języka.

www.czytanieglobalne.edu.pl