Nuda – wróg czy przyjaciel dziecka?

Dla wielu mam jest to sygnał, że trzeba dziecko zapisać na dodatkowe zajęcia lub nałożyć na nie więcej obowiązków. Bo dziecko nie powinno się nudzić.

Panuje przekonanie, że dzieci szybko się wszystkim nudzą. Droga zabawka po paru godzinach ląduje w kącie, a granie w gry planszowe kończy się po pierwszym rzucie kostką, kiedy to dziecko stwierdza, że już nie chce się w to bawić. Z drugiej strony jednak, nie mniej irytujące bywa dla rodziców to, że dzieci „do znudzenia” chcą się bawić w to samo. Obserwujemy to zjawisko już u niemowląt, którym nigdy się nie nudzi wyrzucanie zabawek z wózka – podnosimy je tylko po to, żeby za chwilę znów wylądowały na podłodze. Z kolei kilkuletnie dzieci często życzą sobie, żeby im czytać za każdym razem tę samą bajkę, a ich zabawy polegają na powtarzaniu w kółko tej samej czynności – np. dawania zastrzyku chorej maskotce czy kładzeniu lalki spać.

Oba zjawiska, chociaż z pozoru sprzeczne, można wytłumaczyć dziecięcą potrzebą poznawania świata i nabywania nowych umiejętności. Dzieci uczą się przez powtarzanie, a wzrastające poczucie kompetencji daje im ogromną satysfakcję. Słuchając znanej bajki, dziecko cieszy się, że wie, co będzie dalej. Zdolność przewidywania oznacza dla niego, że poznało otoczenie i może na nie wpływać, dzięki czemu zyskuje poczucie kontroli i bezpieczeństwa. Potrzeba poznawania świata w połączeniu z mniejszą niż u osoby dorosłej zdolnością koncentracji, wiąże się z kolei z tym, że dziecko szybko się rozprasza. Nowe bodźce łatwo odwracają jego uwagę i powodują, że traci ono zainteresowanie jedną rzeczą lub czynnością na rzecz innej.

Dziecko, podobnie jak każdy człowiek, potrzebuje optymalnego poziomu stymulacji, co oznacza, że warunkiem harmonijnego rozwoju jest dla niego środowisko, które nie jest ani zbyt monotonne, ani zbyt pobudzające. Ludzie różnią się od siebie temperamentem, a tym samym poziomem stymulacji, który jest dla nich odpowiedni. Co więcej, poziom ten może się zmieniać w zależności od samopoczucia, a nawet pory roku. Na przykład, kiedy jesteśmy chorzy, potrzebujemy mniejszej ilości wrażeń niż wtedy, kiedy nic nam nie dolega. Przy tym nie jest istotna siła bodźców mierzona obiektywnie, ale subiektywny odbiór siły danego bodźca przez określoną osobę – to, co jednych nuży, dla innych może być przedmiotem fascynacji, a jeszcze u innych wywoływać lęk.

Możemy więc powiedzieć, że nuda jest przeciwieństwem nadmiaru wrażeń, a optymalne warunki rozwoju dla dziecka powinny nie tyle chronić je przed nudą, co stanowić złoty środek między tymi dwiema skrajnościami. A to oznacza, że otoczenie powinno dawać dziecku nie tylko podniety, ale także przestrzeń do swobodnej aktywności. Ta przestrzeń to nic innego, jak odrobina nudy, która pobudza u dziecka wyobraźnię i rozwija kreatywność. Dlatego, wbrew pozorom, misternie wykonana zabawka, która jest przeznaczona do zabawy w ściśle określony sposób, może się dziecku szybciej znudzić niż najprostszy miś czy zwykłe klocki, które dają dziecku nieograniczone pole do eksperymentowania. Dzieci uwielbiają także zabawy „na niby” – są zafascynowane tym, że jeden przedmiot można zastąpić innym, na przykład telefon bananem czy konia miotłą. Jest to bardzo ważne odkrycie rozwojowe, które stanowi podstawę myślenia symbolicznego, w tym nauki języka. Dlatego gotowe rekwizyty, takie jak zestaw do zabawy w sklep czy w lekarza, pozbawiają te zabawy części ich uroku. Dzieci tracą wtedy etap przygotowań – ustalania, co będzie czym, fantazjowania o gotowym dziele. Ten etap niejednokrotnie bywa dla dzieci wręcz atrakcyjniejszy niż część „właściwa” zabawy.

Jeśli zabawa twórcza daje dzieciom taką satysfakcję, to dlaczego tak wiele z nich cały wolny czas woli przeznaczać na siedzenie przed komputerem lub telewizorem? Zjawisko to ma zapewne wiele przyczyn, ale jedną z nich jest właśnie to, że współcześnie dzieci są przyzwyczajane do nadmiaru bodźców – w multimedialnym świecie roi się od szybko zmieniających się kształtów, kolorów i dźwięków. Dzieci adaptują się do tej sytuacji, obniżając próg swojej wrażliwości na bodźce, co oznacza, że trudniej jest wzbudzić ich zainteresowanie lub zrobić na nich wrażenie. Poza tym, każda aktywność wymaga wysiłku i nakładu energii. Wiemy z własnego doświadczenia, jak trudno nam jest czasem przezwyciężyć lenistwo i zmobilizować się do podjęcia aktywności. Dziecko, podobnie jak dorosły, przy braku inicjatywy i zachęty ze strony innych osób, ma pokusę, żeby wybrać bierny sposób spędzenia czasu. Takie wybory mogą się utrwalać w formie nawyków i prowadzić do chronicznej i trudnej do przezwyciężenia nudy.

Nuda miewa więc różne oblicza. Odrobina „zdrowej” nudy jest konieczna do tego, żeby wzbudzić w dziecku motywację do podejmowania twórczej aktywności. Jeśli jednak towarzyszy dziecku nieustannie i wywołuje marazm, to jest wyraźnym powodem do niepokoju. Chroniczna nuda może wynikać zarówno z niedoboru wrażeń, zbyt ubogiego środowiska, monotonii, jak i z adaptacji do zbyt dużej ilości bodźców, nadmiaru stymulacji. Tej ostatniej sytuacji unikniemy, jeśli pozwolimy dziecku trochę się ponudzić w zdrowym sensie. Zamiast zapisywać je na zajęcia z ceramiki, polepmy z nim wspólnie figurki z masy solnej, a zamiast kursu malarstwa – porysujmy razem z nim. Dziecko zyska nie tylko spędzony z nami czas, ale także pomysły, jak można się bawić, wykorzystując dostępne w domu materiały.

Elżbieta Matuszewska – filozof, psycholog, doktorantka w Zakładzie Etyki Instytutu Filozofii UW,  członkini redakcji czasopisma naukowego „Etyka”.