Bycia tatą nie uczą na kursach – rozmowa z Leszkiem Talko

Karolina Zakrzewska: Ładnie tak zaszywać się w gabinecie, udając pracę, tymczasem oddając się grom lub innym rozrywkom? 🙂

Leszek Talko: – Nieładnie, ale wszyscy rodzice to robią, w przeciwnym wypadku by oszaleli. Jedni się przyznają, inni nie. Większość jednak idzie w zaparte i prędzej się przyzna, że topi małe kotki w przerębli.

KZ: Rozłóżmy Pana nazwisko na czynniki pierwsze  – TALKO:

T – jak tata, tata Talko to…

LT: To w sumie raczej nudny osobnik, zajmujący się gotowaniem w kółko zupy pomidorowej. Kto by pomyślał, że dzieci odżywiają się zupą pomidorową i spaghetti z niczym. Jeśli nie gotuje, to gra w piekło-niebo, albo dowozi na zajęcia pozaszkolne. W sumie to też nudne. Ewentualnie usiłuje zmusić dzieci do czytania lektur. Z tym, że one też są nudne.

KZ: A – jak ambicje… Czy tata Talko to też ambitny Talko? Czy można spełniać się, będąc rodzicem?

LT: Nie. Tak brzmi właściwa odpowiedź, ale ona jest dość straszna, więc raczej przekazuje się ją w zawoalowanej formie: to trudne, lecz możliwe, niezbędne jest dobre planowanie. Ale jeśli chce się prawdy, to tak właśnie brzmi: nie. No chyba że ma się żonę bądź męża całkowicie wyzbytych ambicji zawodowych i gotowych do zajęcia się tylko dziećmi i domem. Silna i zdrowa babcia też jest niezbędna. Wtedy tak.

KZ: L – jak lekarstwo… Czy można znaleźć jakieś lekarstwo na codzienne zmagania rodzica? Czy istnieje złoty środek między byciem sobą, a byciem tatą?

LT: To jak z perpetuum mobile. Podobno wielu je odkryło, wielu udowodniło, że może istnieć. Ale wciąż nie ma niezbitych dowodów, że jakieś działa. No więc podobno można.

KZ: K – jak kochanie… Czy można kochać dzieci, żonę, równocześnie kochając siebie? Mały egoizm w relacjach damsko-męskich i rodzicielskich nie zaszkodzi?

LT: Brak egoizmu zaszkodzi. Każdy wcześniej czy później dochodzi do punktu, kiedy już nie wytrzymuje. I znowu nikt tego głośno nie powie, ale olbrzymia liczba małżeństw rozbiła się o to, że kiedy pojawiło się dziecko, rodzice zgubili się dla siebie. Dziecko jest jak gaz, który jak wiadomo rozprzestrzenia się, zajmując każdą dostępną przestrzeń. Jeśli nie znamy swoich granic, nie postawimy takiej granicy, za chwilę nie będzie rodziny, będzie tylko dziecko.

KZ: O – jak obowiązki… Jak współczesny, zagoniony, rozchwytywany tata, daje sobie radę z obowiązkami rodzinnymi?

LT: Nie daje sobie rady. Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które musi nie tylko zarobić na dom, ale jeszcze stworzyć związek partnerski i zająć się dzieckiem. Nie ma wzorców, nasi ojcowie wracali do domu, jedli obiad i czytali gazety. A dzisiejszy tata z jednej strony dowiaduje się od szefa, że musi siedzieć 10 godzin w pracy, od żony że jest zaniedbywana, a z mediów, że powinien kilka godzin dziennie poświęcić dziecku. Gdyby miał psa, dowiedziałby się, że jemu również musi poświęcić minimum dwie godziny dziennie. Niestety żadne z mediów nie mówi, jak te wszystkie godziny zmieścić w dobie.
   
KZ: Napisał Pan książkę z założenia dla ojców – okraszoną humorem, ironią, ukazującą realia rodzinne – zapewne każdy z nas znajdzie w niej sytuacje z własnego „podwórka” – może minął się Pan z powołaniem, a wielka kariera w świecie psychologii przeszła koło nosa?

LT: Wielka kariera dziś to pokazanie się w telewizji. Więc jeszcze nic straconego. Jak wiadomo, po występach w telewizji można sprzedać dziesiątki ,a nawet setki tysięcy egzemplarzy na dowolny właściwie temat.

KZ: Dlaczego ja, kobieta – śmiałam się, czytając prawie każdy rozdział (a sporo ich w książce „Pomocy, jestem tatą”) – skoro niejednokrotnie ukazywał on, jakie to my, kobiety, jesteśmy roztrzepane, zakochane w dzieciach, czasem bezmyślne?

LT: Bo kobiety nie mogą się oprzeć tatusiom opowiadającym o dzieciach. To mało znany fakt. 🙂 Ale poza tym również z tego powodu, że nawet o bardzo poważnych sprawach można opowiadać lekko lub ciężko. Sprawy, o których piszę, są bardzo poważne, znam wielu ludzi, którzy nie udźwignęli posiadania dziecka, załamała się ich kariera, rozpadła rodzina. Ale przecież można o tych poważnych sprawach porozmawiać na wesoło.

KZ: Mało na polskim rynku wydawniczym propozycji dla obojga rodziców – książek, które mogą zainteresować tatę i mamę, a nie są poradnikiem – które to, jak trafnie Pan zauważa, nie pokazują rzeczywistości. Dlaczego ojcowie są pomijani? Czyż nie irytujące są kursy dla mam, poradniki dla mam, szkolenia dla mam, miejsca dla mamy z dzieckiem? A może ojcowie wcale takiej pomocy nie potrzebują?

LT: Bardzo potrzebują, ale mężczyźni w Polsce nie czytają. A jeśli już próbują czytać poradnik wciskany przez żonę, to ich odrzuca i nie dziwię się im. Niemal wszystkie poradniki, pełne słusznych i kompletnie nieżyciowych teorii, są pisane dla kobiet, bo to one je kupują. Żaden facet nie przeczyta 30 stronicowego rozdziału o zdrowym żywieniu dziecka, bo uzna to zdrowe żywienie za absurd: teoretycznie słuszny, praktycznie niewykonalny. Facet po prostu zacznie kombinować, co by tu dziecko zjadło i jak to szybko zrobić. Kobiety uwielbiają teorię, mężczyźni wolą praktykę. Nie ma tu miejsca na kursy. Kiedy musiałem skręcić szafkę dla dzieci, to było święto. Pół dnia ją skręcaliśmy, bo źle wymierzyliśmy ścianki, dzieci liczyły śrubki, nadawały im imiona. Potem śrubki wsiąkły. Bawiliśmy się znakomicie, ale tego nie uczą na kursach.

KZ: Serdecznie dziękuję za poświęcony nam czas.

Leszek Talko – Kiedyś reporter, od kilku lat pisarz, felietonista i scenarzysta. Posiadacz pięciu kotów i psa – znalezionych w lesie, oraz dwójki dzieci – nieznalezionych w lesie. W chwilach, kiedy dzieci są w szkole, pisze kryminały i horrory. W pozostałym czasie zajmuje się gotowaniem zupy pomidorowej dla dzieci. Ta podwójna osobowość niewątpliwie da kiedyś o sobie znać.

Napisał kilkanaście książek. W maju w Naszej Księgarni ukaże się najnowsza o dzieciach w której zostaną ukazane najnowsze, mrożące krew w żyłach szczegóły z życia dzieci: „Pitu i Kudłata idą na całość”.

Z Leszkiem Talko rozmawiała Karolina Zakrzewska – przeczytaj także recenzję „Pomocy, jestem tatą!”