Kilka słów o samodzielności

Moim zdaniem na każde z powyższych pytań, przynajmniej w pewnym sensie, odpowiedzieć można nie. Zacznijmy od zastanowienia się nad odpowiedzią na drugie pytanie. Dzieci nie muszą być uczone samodzielności, nie trzeba jej od nich wymagać. Każde dziecko pragnie być samodzielnym. Samo, z własnej woli podejmuje się zadań, które jest gotowe podjąć. Maluch, gdy tylko potrafi intencjonalnie sięgnąć stopy, zaczyna zdejmować skarpetki. Kilka miesięcy później podejmuje pierwsze próby samodzielnego ubierania się. Gdy jest gotowy, zaczyna chodzić. Gdy czuje się pewnie, zaczyna na coraz dłużej opuszczać mamę, powracając do niej za każdym razem, gdy coś go przestraszy. Właśnie to nazywamy samodzielnością. Nikt dzieci do niej nie musi zachęcać. Dzieci gnane własną wolą same dążą do samodzielności. Bez zachęt czy nagród ze strony dorosłych. Nie trzeba ich uczyć, bo uczą się jej same.

Problem jest taki, że każde dziecko jest inne i może dojrzewać do pewnej samodzielności w nieco innym momencie, a niżeli rówieśnicy, co często jest przyczyną niepokoju rodziców. Powinniśmy jednak zaakceptować, że tak samo, jak pozwalamy się różnić dorosłym, powinniśmy pozwolić różnić się dzieciom. Nie należy wszystkich mierzyć jedną miarą i stawiać wyśrubowanych wymagań dotyczących samodzielności. Jeżeli dziecko nie potrafi przespać nocy, to żaden trening samodzielności go tego nie nauczy. Można nauczyć je, by nie wstawało i nie przychodziło do łóżka rodziców, ale to nie sprawi, że dziecko będzie samodzielne, lecz samotne. Podobnie z uczeniem dzieci ubierania się, czy zmuszaniem ich do zabawy z innymi dziećmi. Jeżeli dziecko nie jest gotowe, by robić to samodzielnie, nauka będzie długotrwała i męcząca, a efekty i tak będą mizerne.

Skoro każde dziecko dąży do samodzielności, to skąd biorą się dzieci, które w wieku czterech lat nie chcą samodzielnie jeść i oczekują, że wszyscy wokoło będą wszystko robić za nie? Czyżby zabrakło im woli usamodzielnienia się? Niezupełnie. Każde dziecko ją ma, ale nie każdy dorosły jest gotów ją dostrzec, albo ma wystarczająco dużo cierpliwości, by pozwolić jej się rozwinąć. Dziecko, które nieustannie słyszy, że jest za małe, że spadnie, że się pobrudzi, że ubieranie zajmie mu za dużo czasu, rezygnuje ze swych dążeń i poddaje się. Na samodzielność trzeba dziecku pozwolić, a nie jej uczyć.

Dzieci w naszym społeczeństwie mają jeszcze jedną dodatkowa przeszkodę w osiąganiu samodzielności. Brak wzorców do naśladowania. Zwykle mają możliwość przebywania w towarzystwie dorosłych, którzy już doskonale opanowali umiejętność, z którą dziecko się zmaga, bądź rówieśników, którzy są programowo na tym samym etapie (od wszystkich wymaga się tego samego, nieprawdaż?), podczas gdy o wiele łatwiej jest się uczyć obserwując kogoś, kto jest zaledwie o krok dalej. Kto jeszcze nie jest mistrzem, ale już nieźle daną kompetencję opanował. Wzór taki wyznacza realistyczny cel, unaocznia etapy realizacji. Pokazuje, że warto się zmagać, bo sukces jest tuż. Niestety dzieci od najmłodszych lat podlegają segregacji ze względu na wiek.

Czy samodzielność jest aż tak ważna? Dla współczesnego człowieka Zachodu na pewno tak, ale jest to zupełnie nowy wynalazek. Dziś wpychamy trzylatki w maksymalnie dużą samodzielność, by móc od nich po dwudziestu latach wymagać tego, by najpierw kupiły mieszkanie, stały się niezależne, a dopiero potem myślały o założeniu rodziny. Oczekujemy, że wychowamy w ten sposób kobietę, która będzie w stanie zupełnie samodzielnie zająć się dzieckiem. Coś takiego jeszcze sto lat temu zadziwiłoby każdego. Dawniej rodzice brali na siebie odpowiedzialność za start życiowy swych dzieci. Przygotowywali posag, panna młoda wprowadzała się do domu męża, który w praktyce był domem teściów. Dzieckiem opiekowały się kobiety – matka, babcia, ciotka, kuzynka, a nie sama matka. Afrykańskie przysłowie mówi, że by wychować jedno dziecko potrzeba całej wioski. Człowiek nie jest samotną wyspą i nie da się wychować dziecka na kogoś absolutnie samodzielnego. Nie ma zresztą takiej potrzeby. Żyjemy w społeczeństwie, w rodzinie, wśród przyjaciół. Nikt nie musi potrafić wszystkiego. Przydałoby się zatem, by rodzice częściej uczyli dzieci prosić o pomoc, by uczyli ją dawać i przyjmować, a nie za wszelką cenę czynili z nich jednostki w pełni samodzielne.

Natalia Minge  – psycholog specjalizujący się we wspieraniu rozwoju intelektualnego mniejszych i większych dzieci. Właścicielka  Poradni Psychologicznej Hipokampus. Prywatnie mama trójki dzieci w wieku od pół do 4 i pół roku.