Nauka bez przymusu
W szkołach demokratycznych (ponad 200, rozsianych po całym niemal świecie) uczniowie uczą się z własnej woli. Nie ma tam bowiem ocen, nie ma testów, nie ma nawet nagród za wybitne osiągnięcia. Uczniowie do nich uczęszczający sami w sobie odkrywają gotowość do nauki, sami wyznaczają sobie zakres materiału, a przede wszystkim podążają za tym, co ich interesuje w danym momencie. Zwolennicy współczesnego systemu edukacji prawdopodobnie machają teraz głową z niedowierzaniem i myślą, że to się nie może udać, bo przecież dzieci do nauki zmuszać trzeba. A jednak wśród absolwentów szkół demokratycznych nie brakuje tych, którzy uczęszczali i kończyli naukę na wyższych uczelniach.
Eksperyment ze szkołami demokratycznymi trwa już od stu lat i zatacza coraz szersze kręgi. Dzieje się tak dlatego, że każde z dzieci rodzi się z pragnieniem poznawania świata, z ciekawością, która jest doskonałym narzędziem do samorozwoju. Tę ciekawość świata bardzo skutecznie zabija oceniająca i restrykcyjna szkoła, w której nieistotne są zainteresowania, lecz ustalony przez urzędnika rozkład materiału.
I bez planu lekcji
Z racji, że w szkole demokratycznej uczniowie samodzielnie decydują, czego, kiedy i na jakim poziomie chcą się uczyć, nie ma stałego planu lekcji, a żadne zajęcia nie są obowiązkowe. To, jakie lekcje będą się odbywać, w jakim wymiarze godzin i kto będzie je prowadził, jest kwestią umowy między uczniami a prowadzącymi. Jeżeli nikt nie ma w danym momencie ochoty zgłębiać tajników matematyki, nikt tego nie robi. Jeżeli jednak zbierze się grupa fascynatów fizyki kwantowej, takie właśnie zajęcia zostaną dla nich zorganizowane. Nikt nie decyduje za ucznia, co jest dla niego zbyt łatwe, lub zbyt trudne. Co więcej, jeżeli uczeń nie chce uczęszczać na żadne zajęcia, ma do tego prawo, zwłaszcza, że ogromna część wiedzy i umiejętności przekazywana jest przez uczniów podczas czasu wolnego, który spędzają dyskutując, czytając i świadomie lub nie, ucząc się wzajemnie.
Mentor zamiast nauczyciela
Stałymi pracownikami szkół demokratycznych nie są nauczyciele przedmiotowi (ci wynajmowani są w miarę potrzeb), lecz mentorzy. Nie muszą być oni pedagogami, mogą, lecz nie muszą prowadzić zajęć przedmiotowych. Ich rola polega na tym, by być dostępnym i wspierać uczniów zarówno w ich dążeniu do wiedzy, jak i w rozwiązywaniu osobistych problemów. Rola mentora zbliżona jest do roli wychowawcy, który jednak nie wymaga czy egzekwuje, lecz pomaga wtedy, gdy jest potrzebny, w innych sytuacjach pozostając na uboczu.
Rządy
Wiele szkół demokratycznych nie ma dyrektora ani sekretariatu. Zarządzają nimi uczniowie wraz ze wszystkimi pracownikami szkoły. Każdy z nich ma prawo zabrać glos w dowolnej sprawie, każdy także ma jeden głos podczas głosowania – niezależnie od tego, czy chodzi o rozpoczęcie nauczania języka chińskiego, czy o przedłużenie umowy z nauczycielem. Uczniowie sami ustalają prawa rządzące szkołą, a nakładane na samych siebie ograniczenia wcale nie są mniej restrykcyjne niż te, które odgórnie narzucają dyrektorzy zwykłych szkół. Jest tylko jedna różnica. Tu, zanim ustalone zostanie którekolwiek z praw, można się na jego temat wypowiedzieć, a nawet poczuć na własnej skórze jego brak. Wiele szkół demokratycznych ma w swej historii epizody znoszenia wszelkich praw. Nigdy nie trwa to dłużej, niż kilka dni (zawsze kończą to sami uczniowie). Takie sytuacje pozwalają uczniom poczuć na własnej skórze, czym kończy się anarchia.
Po co to wszystko?
W filozofii szkół demokratycznych to nie wiedza stoi na pierwszym miejscu. Znajduje się tam rozwój konkretnej jednostki i to nie tylko rozwój intelektualny, ale także społeczny i emocjonalny. Dzieci tu mają możliwość decydować za samych siebie – uczą się odpowiedzialności i samodzielności. Dysponują swoim czasem, a ich zdanie zawsze brane jest pod uwagę. Nie są trybikami w maszynie, tylko pełnoprawnymi członkami społeczności dysponującymi prawem głosu. Szkoła ta, zgodnie z nazwą jest też szkołą demokracji, a zatem uczy także przegrywania i respektowania praw, które nie zawsze są takimi, jakie by sobie wymarzyło. Brak przymusu i nadzoru pozwala dzieciom rozwijać się i dorastać we własnym nienarzuconym przez nikogo tempie, w zgodzie z samym sobą i własnymi zainteresowaniami i potrzebami.
Polska rzeczywistość, czyli… łyżka dziegciu
Niestety w Polsce szkoła demokratyczna, jako taka, funkcjonować nie może. Nie pozwalają na to przepisy prawne. Powstające instytucje są zatem czymś w rodzaju zrzeszeń osób, które formalnie zdecydowały się na edukację domową, a świadectwa wydawać będzie szkoła klasyczna. Te ostatnie muszą w naszym kraju być wydawane co roku i widnieć na nich muszą oceny z poszczególnych przedmiotów. Powoduje to, że wolność uczniów jest w znacznym stopniu ograniczona. Muszą oni opanować materiał danej klasy w wyznaczonym czasie niezależnie od tego, czy są nim zainteresowani, czy też nie. Podobnie jak dzieci nauczane przez rodziców, zmuszone są do regularnego zdawania egzaminów. Do wyboru pozostaje im jednak forma i czas, w którym dany materiał opanują. I oczywiście mnóstwo wolnego czasu, który spożytkować mogą w dowolny sposób, gdyż nie muszą przygotowywać się do klasówek czy odrabiać zadań domowych.
Natalia i Krzysztof Minge – www.hipokampus.pl