„Pierwsza lekcja szczęścia. O chłopcu, który nie chciał być smutny”


Ucieczka od smutku drogą do… smutku – recenzja książki „Pierwsza lekcja szczęścia. O chłopcu, który nie chciał być smutny”

Skoro pisano o szczęściu traktaty, skoro filozofowie na przestrzeni wieków trudzili się, by opisać i zrozumieć to, pożądane przez wszystkich „zjawisko” –  jak ująć temat w jednej tylko książeczce?! Na dodatek napisanej specjalnie dla dzieci?

Autor zabezpiecza się już w tytule, że to dopiero pierwsza lekcja. Bo szczęście zależy pewnie od wielu czynników. Na pewno jednak ma wpływ na ów stan ducha to, żeby przyjąć wszystkie emocje. Nawet jeśli wydają się negatywne, niepożądane, ba, może nawet szkodliwe. Nie odrzucać ich, nie zaprzeczać – wszystkie są potrzebne, coś próbują powiedzieć…

Mały chłopiec, bohater książki, nie potrafiąc uporać się ze swymi emocjami, wybrał drogę, która doprowadziła go w przeciwną stronę, niż zamierzał dojść. Do samotności, chociaż bardzo pragnął towarzystwa. Do smutku, chociaż bardzo chciał się cieszyć. Dlaczego? Ponieważ próbował odrzucić wszystko, co choćby zapowiadało możliwość przeżycia smutku. Weźmy taką żarówkę. Owszem, świeci. Ale jeśli się wypali – oczywiście zgaśnie. Smutek gotowy. Latem kołyszące się drzewa mogą dać ukojenie, ale przecież potem przychodzi jesień i liście opadną… Powód do smutku. Siostra może zniszczyć układaną budowlę z klocków – przedmiot dumy i zadowolenia. Po co zatem ją w ogóle układać? I tak właśnie chłopiec próbował radzić sobie ze wszystkimi i wszystkim – uciekając od nich, zanim ich straci, wyrzucając, zanim się popsują. Wyrzucił nawet swoją rodzinę, co w symboliczny sposób można zrozumieć, że nie chciał przeżywać wobec jej członków trudnych emocji, nie chciał też słuchać padających z ich strony zakazów, uwag, może też w obawie przed karą? I wcale nie poczuł się bezpieczny w swoim pustym pokoju, bez żarówki, która odkręcił, by nie zdążyła się przepalić…

Kiedy odrzucił już cały świat, doszedł do tego, że im bardziej coś tracił, tym szczęśliwszy się stawał, jeśli mógł to odzyskać. Jego nowy, leczący plan działania zakładał działania odwrotne – odzyskanie wszystkiego z powrotem. I co się okazało? Oprócz tego, że mógł odtąd być szczęśliwy, bywał też smutny, kilkakrotnie winny, niekiedy zakłopotany, czasem onieśmielony, zdarzało mu się czuć „zupełnie okropnie”. Jak wszystkim ludziom.
Historia małego chłopca o nieznanym imieniu to tak naprawdę opowieść niejednego dorosłego, który boryka się w późniejszym życiu, nie potrafiąc przyjąć, zrozumieć i „pozytywnie  wykorzystać” własnych emocji. Wszystkich, które się pojawiają.  Dlatego tym ważniejsze jest, by uczyć tego dzieci – jak radzić sobie z emocjami, by nie tłumić, nie wycofywać się. Jak nie uciekać przed wyobrażeniem strat, jak dostrzegać różne barwy, odcienie, a nie tylko czerń; jak w końcu dostrzec, że „szklanka od połowy pusta” jest również „szklanką do połowy pełną”.

Bardzo ciekawie, mądrze, nietuzinkowo  ujęty temat, opowieść tyle wciągająca, co i bardzo, myślę że wielu ludziom – dorosłym i ich dzieciom (które przecież ci dorośli wychowują i na które wpływają) potrzebna.

Anna Kossowska-Lubowicka – specjalista psychologii klinicznej

Pierwsz lekcja szczęścia O chłopcu który nie chciał być smutny
Rob Goldblatt
przeł: M. Trzebiatowska
Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk  2004