Brak magii, morału, pokazywanie uczuć – rozmowa o bajkoterapii z Katarzyną Klimowicz

Anna Kossowska-Lubowicka: Coraz częściej słyszy się o rozmaitych, często niekonwencjonalnych metodach terapeutycznych, wśród których jest i bajkoterapia. Co to takiego?

Katarzyna Klimowicz: Bajkoterapia to wspieranie rozwoju emocjonalnego i społecznego dziecka za pomocą książki. Opowieści mają wzbogacać wiedzę dziecka o emocjach, relacjach społecznych. Jest to metoda wspomagająca różnego rodzaju terapie.

AK-L: Czy można powiedzieć, że bajkoterapia leczy?

KK:
Może się zdarzyć, że przeczytanie określonej opowieści leczy, zwłaszcza w sprawach mniejszego kalibru, jak np. śmierć zwierzaka. Przepracowanie tego bajką łagodzi, wycisza, w jakiś sposób rozwiązuje problem. Ale już przy poważniejszych  traumach, jak powodzie, pożary, utrata rodzica, molestowanie – myślę, że nie można zatrzymywać się wyłącznie na tej metodzie.

AK-L: Czy bajkoterapią może zajmować się każdy, czy tylko profesjonaliści – np. psychologowie, pedagodzy?

KK: Myślę, że odpowiednio ukierunkowana osoba, mająca określona wiedzę – związaną ze światem emocji i relacji społecznych, komunikacji, zrobi to dobrze. I może to być zarówno rodzic, nauczyciel czy psycholog. Znowu jednak, przy trudniejszych problemach – jak te wymienione powyżej – byłabym za tym, by używał tej metody terapeuta. Jednak w zakresie bieżących potrzeb życia rodzinnego, może to zrobić każdy rodzic, który poznał metodę i rozumie jej działanie.

AK-L: Czy źle dobraną bajką można zaszkodzić?

KK:  Powiedziałabym inaczej – nie tyle źle dobraną bajką, ale źle napisaną, niezgodnie z zasadami bajkoterapii. I też wtedy chyba bardziej chodzi o jej nieskuteczność, a nie krzywdzenie. Sądzę jednak, że wtykanie do opowieści terapeutycznej morału, co często zdarza się w nieudanych próbach – może spowodować, że dziecko kieruje się nie tyle swoim wyborem, co strachem: „Zrobię tak, bo tak jest dobrze”. Nie to jest celem bajkoterapii.

AK-L: Czyli to właśnie morał może zaszkodzić?

KK:
Morał bardzo zamyka, bo dajemy jedno możliwe rozwiązanie i tylko ono jest dobre. A przecież ważne jest, by dzieciom pomóc podejmować decyzje, ale nie wpływać na nie. Pokazywać różne możliwości i konsekwencje danych rozwiązań. Podstawą jest też akceptacja uczuć. Bez opisania uczuć nie ma tekstu terapeutycznego. Nie można skupić się tylko na rozwiązywaniu problemu. Trzeba pokazać dziecku, że nim dojdzie do rozwiązania, spotka na drodze różne trudne emocje – żal, wstyd, strach, złość. Problem nie rozwiązuje się sam, nieoczekiwanie.
Dobra opowieść najpierw zajmuje się emocjami, potem dopiero podsuwa rozwiązania. Podsuwa, ale nie traktuje jako jedynie słusznych. Ktoś może zatem skrzywdzić, nie dając możliwości wyboru, zamykając. Może krzywda to za duże słowo, ale na pewno metoda jest wtedy nieefektywna, np. gdy mówi się: „nie martw się”.

AK-L: Wydaje mi się, że w opowieściach terapeutycznych nie ma wróżek, magii…

KK: Tak, nie ma magicznych rozwiązań. Opowieść bajkoterapeutyczna, nawet jeśli dzieje się w przestrzeni magicznej, baśniowej, to musi odwoływać się do praw rządzących życiem ludzkim. Na przykład, jeśli wybiję szybę, to nie wezmę zaczarowanego ołówka i nie dorysuję tej szyby, tylko muszę przyznać się, odpracować itd. Jest jednak jeden wyjątek – rozwiązania magiczne możemy stosować, jeśli opowieści dotyczą lęków wyobrażeniowych. Bo jeżeli czegoś  nie ma – mogę użyć atrybutów „nie z tego świata”. Wobec potwora ze snu czarodziejski amulet może dodać odwagi. To jest dopuszczalne, ale tylko w takich sytuacjach.

AK-L: Czy ma  jakieś znaczenie, kto jest bohaterem –  roślinka, zwierzątko, człowiek?

KK: Generalnie żadnego. Ale jeżeli dzieci, dla których układamy bajkę, mają konkretne zainteresowania, warto je wykorzystać i np. bohaterami uczynić dinozaury. To pomaga, ale nie jest konieczne. Ciekawe są opowieści, w których postacie są niestandardowe, np. nie są to misie, zwierzątka, ale kredki, ołówki, gwoździe – to wciąga, przykuwa uwagę. Można też wpleść element humorystyczny.

AK-L: Jakie znaczenie ma to, czy  korzystamy z „gotowca”, czy samodzielnie układamy bajkę?

KK:
Na pewno opowieść, którą ułożą rodzice, ma szczególną wartość, bo stworzona została specjalnie dla konkretnego dziecka, można ją dopasować do problemu. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by korzystać z gotowych tekstów.

AK-L: A co z dziećmi, które nie lubią bajek. Zachęcać?

KK:
Osobiście nie znam dzieci, które nie lubią bajek. One mogą nie lubić słuchać, woląc oglądać. Łatwiej jest im skupić się przy oglądaniu, niż czytaniu. Słuchanie historii jest bardzo pierwotne u człowieka. Jeśli dziecko daje wyraźne sygnały, że w ogóle nie chce słuchać, warto to obserwować i pójść do specjalisty. Coś może się dziać ze skupieniem, pamięcią, uwagą.

AK-L: A jak oddziałują na dzieci filmy?

KK:
Filmy też oddziałują bardzo silnie. Bajki, które nie są określone jako terapeutyczne – mogą pełnić taką funkcję. Dziecko może odnaleźć coś ważnego np. w konstrukcji bohatera i chcieć wielokrotnie oglądać tę samą bajkę. Dostrzega w postaci coś, co jest mu bliskie.

AK-L: A czy może Pani podać przykład bajki antyterapeutycznej?

KK:
Takie „Brzydkie kaczątko” – pomaga na poziomie uczuć, ale ma przekaz kompletnie nieterapeutyczny. W tej baśni ukryta jest myśl: „nie musisz nic robić, to przyroda, natura załatwi za ciebie sprawę, wyrośniesz”. W bajkoterapii pokazujemy, że wszystko zależy od dziecka.

AK-L: Czy są żelazne zasady, którymi bajkoterapia powinna się kierować?

KK: Brak magii, morału, pokazywanie uczuć – to podstawowe zasady. Również to, że bohater rozwiązuje problem, a nie ktoś robi to za niego. Inni mogą mu jednak pomagać, wspierać. Należy też raczej unikać cech fizycznych, które by wyraźnie wskazywały na nasze dziecko.

AK-L: Z czym jest związana ta ostatnia zasada?

KK:
Chodzi o to, żeby dziecko miało się z kim utożsamić, bo przecież z samym sobą się nie utożsami. Bajka musi być uniwersalna – pokazywać, że nie tylko ja mam taki problem. Jeśli bohater jest wyraźnie fizycznie podobny do dziecka, dziecko może utwierdzić się w przekonaniu, że tylko jego to dotyczy.
Takie  jest stanowisko Marii Molickiej, autorki wielu bajek terapeutycznych, ekspertki w tej dziedzinie. Nie wszyscy jednak tak uważają. Przykładem jest Doris Brett – autorka książki „Bajki, które leczą”. Napisała opowieści dla swojej córki, w których pojawia się ta dziewczynka…

AK-L: Czy bajkopterapia jest zarezerwowana do pewnych specyficznych problemów?

KK:
Może dotyczyć wszystkiego. Czasem rodzice i nauczyciele w sposób niewłaściwy diagnozują problem – takim przykładem jest obgryzanie paznokci. Bajka na obgryzanie paznokci to strzał kulą w płot. Obgryzanie jest pewnym objawem, ważne, by zobaczyć, kiedy tak się dzieje i nauczyć dziecko opanowywać lęk, ale nie walczyć z objawem!
Są też opowieści tworzone w ramach profilaktyki, na przykład książka „Bezpieczna bajka”. Nie chodzi o straszenie, np. policjantem, bo to może doprowadzić do sytuacji, w której dziecko, gdy będzie potrzebować pomocy, nie podejdzie do niego. Nie wychowujemy poprzez strach, lecz poprzez świadomość. Rozwód, rozstanie, wyjazdy – to coraz powszechniejsze problemy, aż po śmierć, molestowanie. Warto je poruszać w opowieściach terapeutycznych.

AK-L: Czy naprawdę warto dzieci przygotowywać do tak trudnych spraw? Dziecko wyrasta w kochającej się rodzinie, a my mu czytamy o rozwodzie…

KK: Jestem za tym, by dzieci  trudną wiedzę o świecie zdobywały w jak najbezpieczniejszych warunkach – a takie daje bajkoterapia, zakładając, że bajki czyta lub opowiada dziecku bliska osoba. Tworzymy w ten sposób zasoby emocjonalne, rodzaj szczepionki. Jeśli nawet jemu się to nie zdarzy, zdarza się innym.

AK-L: Czy podobnie jest z nadużyciami seksualnymi?

KK: Ja bardziej bym myślała tu o zajęciach z asertywności. Nie czytałabym wszystkim historii przeznaczonej dla dziecka po traumie. Inną opowieścią jest ta dla dziecka po traumie, a inną, jak zareagować, gdy ktoś chce dotknąć miejsca intymne. Jest jednak taka historia „O odważnej dziewczynce i złym czarodzieju” Marii Molickiej, przeznaczona głównie dla dzieci po traumie doświadczeń seksualnych, ale  napisana tak, że odbiorca bez takich doświadczeń zobaczy w niej przeżycia dziecka, które zostało silnie skrzywdzone, ale poradziło sobie, prosząc o pomoc. I z tego punktu widzenia jest to test o tym, co zrobić, gdy krzywdzi mnie dorosła osoba, więc można go opowiedzieć każdemu dziecku.

AK-L: Wspomniała Pani o książce „Bezpieczna bajka”. To już druga pozycja wydana przez wydawnictwo Nasza Księgarnia, w której bajki tworzyli „znani i lubiani”. Skąd pomysł?

KK: Chciałam napisać historie pod określony problem, ale z komentarzem. Często takich komentarzy brakuje i rodzice się boją, bo w opowieściach  jest dużo uczuć, nie rozumieją metody. To wydawnictwo zaprosiło „znanych i lubianych”.

AK-L: Metoda bajkoterapii jest coraz bardziej popularna. Czy staje się istotną siłą w leczeniu, wychowaniu?

KK: Modne, znane jest tylko hasło, a nie jego znaczenie. Powszechnie ludzie utożsamiają je wręcz ze zwyczajnym czytaniem dzieciom. Bajkoterapia to nie jest tylko czytanie dziecku, muszą być spełnione określone zasady.

AK-L: A nowy projekt – „Spotkania z pacynką” – czy to też element bajkoterapii, czy zupełnie coś innego?

KK: Przygotowujemy cykl opowieści o chłopcu – „Spotkania w Pacynkowie”, będzie to rodzaj programu do wykorzystania przez rodziców, nauczycieli. Pacynka to ktoś między człowiekiem a zabawką. Siła pacynek jest nieprawdopodobna, a w połączeniu z metodą bajkoterapii, może przynieść wymierne efekty.

AK-L: A jak się mają inne pomysły inicjowane przez ABCbaby, takie jak „Bajka-pomagajka u doktora”, czy niedawno podsumowany konkurs „Bajką w tsunami?” Jakie przyniosły efekty?

KK:
Były 3 edycje „Bajki-pomagajki”. Pracowaliśmy tą metodą z chorymi dziećmi w szpitalu, na onkologii. To był sukces – szczególnie „Opowieści z planety Holo” Wojtka Kołyszki i Jovanki Tomaszewskiej-Kołyszko.
Z „Bajką w tsunami” dopiero planujemy coś robić, upowszechniać projekt. Nie wykluczam, że efekty konkursu w postaci bajek zostaną przekazane na tereny zagrożone klęskami żywiołowymi, powodziami…

AK-L: Mam zatem nadzieję, że uda się nam jeszcze porozmawiać o „Spotkaniach w Pacynkowie” i innych ciekawych działaniach ABCbaby. Dziękuję za rozmowę.

Z Katarzyną Klimowicz rozmawiała Anna Kossowska-Lubowicka

Katarzyna Klimowicz
– polonistka, psychoterapeutka w trakcie szkolenia, właścicielka serwisu ABCbaby.pl poświęconego bajkoterapii.

abcbaby