Barbara Bieleń: Bardzo ważne jest to, byśmy określili, czym jest czytanie. Możemy patrzeć na czytanie jako wąską umiejętność, tzn. to, co się w literaturze określa jako „dekodowanie” – odczytanie znaku. Natomiast w szerokim rozumieniu „czytanie” to proces, który ma wiele etapów. Zaczyna się zawsze od momentu przygotowawczego, w którym dziecko uczy się mówić. By w ogóle mówić o nauce czytania, najpierw u dziecka musi pojawić się tzw. gotowość do czytania. Dziecko nabywa jej przez pierwsze 5 – 6 lat życia. Jest to okres „niespecyficzny” opanowywania umiejętności czytania, bo dziecko uczy się w tym czasie spostrzegać, mówić i nabywa wielu innych umiejętności, które nie są specyficzne dla czytania, ale są dla niego niezbędne. Budują rusztowanie do opanowania tego, co nazywamy już ściśle czytaniem.
SW: Jak przebiega ten proces?
BB: Pierwszy etap to faza „przedalfabetyczna”. Dziecko w tym czasie osiąga gotowość do przejścia do drugiej fazy – „alfabetycznej”, czyli czytania właściwego. Podstawą jest tu rozwój mowy. Jeżeli w tym czasie dziecko nie nauczy się porządnie mówić, czyli nie opanuje składni, znaczenia wyrazów, którymi się posługuje, to automatycznie przełoży się to na opóźnienie gotowości do czytania. Ta faza osiągania gotowości polega na tym, by mózg dziecka w naturalny sposób przygotował się do czytania. Filogenetycznie (rozwojowo) jesteśmy przygotowani do tego, żeby patrzeć i obserwować, natomiast mózg musi nauczyć się odczytywać symbole. Czytanie w fazie przedalfabetycznej polega bowiem na tym, że dziecko uczy się rozszyfrowywać piktogramy, uczy się rozumieć, co widzi na schematycznym obrazku. To jest rodzaj czytania.
Kolejna faza to czytanie globalne, które wciąż należy do fazy przedalfabetycznej. To jest pseudoczytanie. Polega na tym, że dziecko uczy się obrazu poszczególnych słów. Np. idzie z mamą ulicą i pyta „Mamo, co tam jest napisane?” i mama odczytuje „Obuwie”, „Zoo”. Dzieci obserwują i etykietują to, co widzą, uczą się na pamięć obrazu słowa. Później zaczyna się już bardziej zaawansowany etap, kiedy wchodzi odczytywanie globalne swojego imienia i słów z najbliższego otoczenia. Ale to wciąż nie jest „prawdziwe” czytanie.
SW: Kiedy pojawia się faza alfabetyczna czytania?
BB: W czytaniu globalnym nie ma jeszcze czytania typowego dla fazy alfabetycznej. Do tej fazy dziecko dojrzewa, bawiąc się słowami. Podstawą jest tu dobra znajomość języka. Dziecko odkrywa nowe zabawy, np. dowiaduje się, że może podzielić słowo „mama” na sylaby, zauważa, że może coś zrobić ze strumieniem mowy, podzielić go na kawałki i usłyszeć, że są segmenty składające się na „mamę”. Kolejnym krokiem jest głoskowanie – tu zaczynają dojrzewać procesy intelektualne, m.in. zainteresowanie samym czytaniem. Dziecko, które nie jest zainteresowane czytaniem, nie jest do niego gotowe.
SW: Jak rozpoznać, czy dziecko jest gotowe do czytania w fazie alfabetycznej?
BB: Do czytania niezbędny jest odpowiedni poziom intelektualny. W teorii Piageta występuje pojęcie odwracalności operacji, czyli świadomość, że wyraz może podzielić na głoski, a potem ponownie złożyć w całość. To umiejętność analizy i syntezy. Jeżeli ta funkcja nie jest ukształtowana, to dziecko nie ma dojrzałości alfabetycznej do czytania.
No i jeszcze język. W wąskim rozumieniu czytania mamy jedynie dekodowanie – czyli jeżeli mamy wyraz „kot”, to dziecko może go podzielić na „k”, „o”, „t”, ale jeżeli dziecko nie wie, co to jest kot, bo nigdy nie widziało kota i nie ma ukształtowanego tego pojęcia, to muszą uruchomić się procesy intelektualne, które są zaangażowane w czytanie. U dzieci w tym samym wieku poziom intelektualny może być różny. Są jednak dzieci, które mają świetną percepcję wzrokową i zapamiętują całe wyrazy, które „odczytują” z pamięci. Może wydawać się, że czytają, ale to jest czytanie globalne, czyli pseudoczytanie, nie ma w nim mechanizmu przyporządkowania głoski i litery. Czytanie właściwe zaczyna się wówczas, gdy dziecko ma klucz do czytania, gdy potrafi przeczytać wyraz, którego nie zna i nie rozumie. Wie jednak, że każdej głosce odpowiada określona litera. Tę gotowość dzieci osiągają w różnych momentach, jednak w naszym systemie edukacji przyjęło się, że to następuje w wieku 6 lat.
SW: Czy możemy pomóc dziecku zapamiętać, jakie litery odpowiadają głoskom i kiedy to robić?
BB: Dzieci zwykle poznają litery, zanim trafią do szkoły. Niektóre znają dwie literki, niektóre nie znają żadnej, inne mają wielki repertuar – znają wszystkie łącznie z dwuznakami. Są też takie, które mają tylko globalną znajomość niektórych słów. Znają grupę wyrazów, które mogą szybko rozpoznać i z tego mądry nauczyciel też skorzysta. Naukę zaczyna się od tego, że buduje się dwuwyrazowe podpisy pod obrazkami, np. „buty Stasia”. Nie mamy tu jeszcze zdania, ale dziecko znające wyraz „Staś” zaczyna zastanawiać się, co oznacza ten pierwszy wyraz przed „Stasiem”. Nauczyciel musi rozpoznać, które dzieci w grupie są już gotowe do fazy alfabetycznej, czyli mają odpowiednio ukształtowane procesy analizy i syntezy oraz dobrą koordynację wzrokowo-słuchowo-ruchową. Z tymi, które są gotowe, rozpoczyna systematyczną naukę poznawania poszczególnych liter.
Wszystko zależy od gotowości dziecka. Nie ma jednego momentu, kiedy należy zaczynać naukę. Jeżeli czterolatek pyta: „jakie to są literki?”, to nie możemy odpowiedzieć mu: „poczekaj, będziesz w pierwszej klasie to się dowiesz”.
W pierwszej klasie nauczyciel powinien podzielić grupę, rozpoznać poziom wiedzy i doświadczeń dzieci. Tok metodyczny jest bardzo zróżnicowany, jeśli chodzi o zaznajamianie z literami. Metodyka tej pracy jest różna. Niektórzy działają tradycyjnie – pokazują obrazek podpisany „Ananas”. Dzieci, które są w fazie globalnej i są wzrokowcami zapamiętają obraz i podpis. W nowym modelu, holistycznym, czy też całościowym, od samego początku dziecko jest przekonywane, że nie uczy się czytania, by poznać litery, ale uczy się odkodowywać, by dowiedzieć się, co ktoś chciał powiedzieć. To już nie jest kolekcjonowanie liter, to budowanie właściwego nastawienia. W modelu holistycznym pytamy: „po co znasz te literki?”, dla zabawy czy po to, aby nauczyć się je składać i poznać znaczenie. Dziecko wie, że uczy się czytać po to, aby odkodować to, co ktoś chciał mu powiedzieć. W tym podejściu łatwiej mu później zrozumieć sens nauki pisania – wie, że może przełożyć swoją myśl na poszczególne wyrazy, zapisać i przekazać kolejnej osobie.
SW: Czy lepiej uczyć czytać na literach pisanych czy drukowanych?
BB: Zdania są podzielone. Np. Amerykanie i Anglosasi w ogóle nie przywiązują do tego wagi. Stwierdzili natomiast, że dzieci, które rozpoczynały naukę czytania, a potem pisania literami drukowanymi, zaczynają mieszać te dwa rodzaje liter. To trochę jak z dzieckiem, które uczy się dwóch języków równolegle i miesza słowa z obu języków. Okazało się jednak, że gdy dziecko zostanie poddane edukacji, systematyzuje sobie tę wiedzę.
SW: Gdy maluch już literuje, miewa jeszcze kłopot z połączeniem głosek w wyrazy. Z czego ten problem wynika, jak dorosły może pomóc?
BB: Problem ten może wynikać z niedojrzałości. Rozwój nigdy nie przebiega liniowo, u poszczególnych dzieci niektóre funkcje mogą być bardziej rozwinięte, inne mniej. Jeśli jednak trwa to długo, to może być sygnał, że trzeba tym problemem się zająć. Wtedy najważniejszy jest trening przez zabawę. Zaczynamy od rzeczy łatwiejszych, przechodzimy stopniowo do trudniejszych. W tej pracy z dzieckiem ważna jest pomoc rodzica. To ma być zabawa, gra słowna, nie siedzenia przy biurku i wbijania dziecku do głowy „na siłę”.
SW: Dlaczego dzieciom, które nauczyły się czytać głoskując, tak trudno przestawić się na czytanie sylabami. I czy w ogóle powinny czytać sylabami?
BB: W tej chwili głoskowanie jest coraz rzadziej stosowane, bo odchodzi się od sztywnych toków metodycznych. Ale są dzieci, które potrzebują głoskowania, są też takie, które od razu sylabizują. Wszystko zależy od poziomu umiejętności analizy i syntezy, które są podstawą gotowości do czytania. Najważniejsze jest więc indywidualne podejście do dziecka.
SW: Gdy dziecko już trochę czyta, często ma kłopot ze zrozumieniem czytanego tekstu. Bardziej skupia się na poprawności czytania, niż zapamiętaniu, co czyta. Jak mu to ułatwić?
BB: Czytanie ze zrozumieniem polega na tym, że dziecko wie, po co czyta – chce zrozumieć, co tu jest napisane, a nie dlatego, że nauczyciel kazał odczytać słowo. Ta funkcjonalność czytania nastawia dziecko na rozumienie. Dziecko może być świetne w dekodowaniu, działać jak maszyna, natomiast w czytaniu ze zrozumieniem ma kłopot, bo to po prostu myślenie. Najprostszym działaniem zachęcającym do czytania ze zrozumieniem jest prośba rodzica: „przeczytaj mi to, bo chcę się o tym dowiedzieć”. Wtedy dziecko nie koncentruje się na samym odczytywaniu, ma w tle myśl, że mama chce się czegoś dowiedzieć i ono musi jej to opowiedzieć. Są dzieci, które mają z tym problem.
Wielkie znaczenie ma metodyka – złe nauczanie może spowodować, że dziecko za pierwotne uzna zadanie odkodowania, a nie rozumienia. Zdecydowanie lepiej, by dziecko robiło błędy w dekodowaniu, ale powiedziało nam, co jest w danym tekście. Warto więc zadawać pytania do tekstu. Często pod tekstami dla dzieci umieszczone są polecenia lub pytania, np. „znajdź miejsce w tekście, w którym jest napisane, jaką czapkę na głowie ma Jaś”. To jest czytanie ze zrozumieniem i tego typu zadania dzieci powinny rozwiązywać.
SW: Jak pomóc dziecku w nauce czytania?
BB: Istnieją niebezpieczeństwa, szczególnie w przypadku ambitnych rodziców, którzy myślą, że skoro ich dziecko jest zdolne, to szybko powinno nauczyć się czytać. To naprawdę bardzo indywidualny i skomplikowany proces, wymagający dojrzałości wielu funkcji. Dlatego gdy rodzice zachęcają – a motywacja jest bardzo ważna – to wspaniale, ale nie powinni dziecka do niczego zmuszać. Nie należy sugerować się własnym doświadczeniem w nauce czytania, rodzice uczyli się w zupełnie innym kontekście. Teraz na naukę czytania mają wpływ nowe czynniki, chociażby komputer. Ostatnio jedna ze studentek przygotowała prezentację dotyczącą roli komputera w zmianie sposobu uczenia się – zarówno dzieci, jak i dorosłych. Zupełnie inaczej pisze się e-mail, a inaczej notatkę czy list. Wkraczają strategie, które dzieci wyrastające w kontakcie z komputerem przyjmują jakby z powietrza. Sądzę, że w nauczaniu, w metodyce, jest to ogromna rewolucja. Inaczej czyta się tekst z komputera, inaczej się pisze na klawiaturze niż w sytuacji, kiedy zaangażowana jest w ten proces ręka. To trochę jak następstwo w ewolucji, zanim człowiek nauczył się pisać, musiał odejść od komunikacji werbalnej, która była podstawą. Te procesy w toku rozwoju ewolucyjnego nakładają się. Dlatego mam wrażenie, że niezbędna jest pomoc nauczyciela, albo przynajmniej bardzo uważna obserwacja i znajomość potrzeb swojego dziecka. Jeżeli wiemy, że dziecko szybko się męczy, nie należy dawać mu do przeczytania tekstu na pół stronicy, tylko coś krótkiego. Możemy pobawić się z dzieckiem, np. „napiszę ci na kartce, gdzie są schowane cukierki”. Jest to zupełnie inna motywacja niż wtedy, gdy posadzimy dziecko przy biurku i każemy mu po prostu siedzieć i czytać. Najważniejsze jest odejście od sztampy, od reguły, algorytmu, który był sztywno stosowany bez względu na to, jakie są doświadczenia i dojrzałość dziecka.
SW: Dziękuję za rozmowę.
Dr Barbara Bieleń – od 1998 r. jest wykładowcą na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego. Jest też pracownikiem Instytutu Badań Edukacyjnych w Warszawie. Zakres jej zainteresowań obejmuje problematykę rozwoju poznawczego dzieci, zagadnienia czytania i pisania, terapię zaburzeń czytania i pisania. Jest autorką książki „Rozwój myślenia dzieci 6-7-letnich”, współautorką serii książek dla dzieci w wieku przedszkolnym „Wędrujemy przez pory roku” oraz programu terapii dla dzieci dyslektycznych „Chcemy dobrze czytać i pisać”. W latach 1991-1996 współuczestniczyła w badaniach nad jakością życia dzieci 4-7-letnich w różnych środowiskach wychowawczych, prowadzonych w IBE w ramach międzynarodowego projektu porównawczego „Quality of Life Study” koordynowanego przez High/Scope Edicational Research Foundation oraz IEA.